niedziela, 5 maja 2013

Peter Watts, Rozgwiazda


Kiedy pojawia się potrzeba znalezienia kogoś do obsługi elektrowni położonych trzy kilometry pod powierzchnią Pacyfiku, zaczynają się poszukiwania odpowiednich kandydatów do podmorskiego programu na ryfcie. Zatrudnienie znajdują ci, których przeszłość wstępnie przystosowała do niebezpiecznych środowisk; ludzie do tego stopnia przyzwyczajeni do obrażeń cielesnych i chronicznego stresu, że przebywanie na skraju podwodnego wulkanu staje się w ich przypadku swoistym postępem. Nikogo zbytnio nie obchodzi satysfakcja z pracy. Jeśli przez całe życie nie nauczyłeś się, że wszelki opór jest bezcelowy, w ogóle nie zostałbyś ryfterem. To niewielka cena, jaką trzeba zapłacić, by na wybrzeżu płonęły światła.
W tym miejscu następuje ciąg dalszy, ale z przyczyn, które wyjaśniam poniżej, go nie zamieszczę.


Człowieku nieoczytany, uważaj. Peter Watts tworzy własne literackie narkotyki. Niesamowicie uzależniające. Co jeśli Ślepowidzenie jest lepsze od Rozgwiazdy? A ja zaczęłam od trylogii o ryfterach, której pierwsza część tak mnie intelektualnie przemieliła, że czułam się, jakby przejechał mnie walec? Będę wprasowana w podłogę? Jeszcze jednego walca poproszę, bo właśnie zaczęłam Wir!

Zostałam zbombardowana nieciekawą wizją przyszłości. Jednakże dopiero poznałam jej zarys, bo autor postanowił podręczyć trochę swoich bohaterów upakowanych pod wodą do stacji Beebe, gdzie łatwo nabawić się klaustrofobii. Nietrudno jest tam także oszaleć – przez rok jest się skazanym na pokręcone dusze i umysły swoich towarzyszy. Oj, tak, łatwo utracić zdolność racjonalnego myślenia.

Czytelnikowi nakazane jest zgubić się we wszystkich terminach naukowych, szczegółowych opisach głębin i czynności wykonywanych przez Lenie Clarke, by na końcu wreszcie się odnaleźć i być może zrozumieć ten bełkot. Nie jest sugerowane brać się za Rozgwiazdę tym, którzy a) nienawidzą science fiction; b) dają się zanudzić opisom; c) oczekują mega wartkiej akcji, bo ta zaczyna się dopiero potem. Kluczem do sukcesu jest przebić się do końca objętości książki. A opis, z paroma drobnymi spoilerami, nie pomaga. Niestety. Ars Machina, dzięki za to! Przynajmniej wiemy, czego się spodziewać.

Podział na części i rozdziały jest, ale… Chaos is everywhere! Watts tak zręcznie skacze z bohatera na bohatera, że czytający nie ma szansy tego zauważyć i dopiero po chwili orientuje się, że coś jest BARDZO nie tak. Mogę to potraktować jako skazę, drobną, aczkolwiek nieco irytującą. Już bardziej zdenerwowało mnie to, że najpierw kompletnie nie mogłam rozróżniać bohaterów, bo ich charaktery i podejście do życia były niewidoczne pod skórą i nakładkami na oczy. Zabawne, nieprawdaż? I ich kompani mieli problem z poznaniem charakteru, i czytelnicy. Mam nadzieję, że w następnych częściach dostanę w głowę młotkiem w postaci historii Lenie Clarke i nie tylko jej, bo nie mogę się tego doczekać.

Uderzyło mnie jeszcze to, że w świecie ryfterów czułam się nieobecna. Jakoś umykały mi niektóre zdarzenia, bo albo się nie mogłam wczytać, albo myślałam o czymś innym. To smutne, ale i tak jestem usatysfakcjonowana, że przebiłam się przez stylowe bagno języka i mój mózg mógł w spokoju oddawać się uczcie literackiej. Była ona tak wspaniała, że musiałam chwilę odczekać, zanim sięgnęłam po część kolejną.

Rozgwiazda nie jest arcydziełem w oczach wielu czytelników, pozostaje nadal tym genialnym tworem Wattsa, który jest jednak gorszy od Ślepowidzenia. Dla mnie, na tym etapie mojej przygody książkowej, jest arcydziełem. Niesamowitym, niepowtarzalnym, przerażającym, depresyjnym, klaustrofobicznym. Mogę myśleć o ryfterach, analizować wydarzenia, śnić, tworzyć własne scenariusze… Jestem zachwycona tak bardzo, że aż nie mogłam napisać tego tekstu, bo w moim umyśle zapanowała pustka. Dlatego czułam się jak po bliższym spotkaniu z walcem. Jak przeczytacie, to mnie zrozumiecie. Może…

5 komentarzy:

  1. Rozgwiazda to jedna z najlepszych książek tego gatunku :) Bardzo miło ja wspominam. Jak tylko znajdę czas to zapoznam się również z innymi książkami tego pisarza ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawa okładka... w sumie nie znam książek tego autora, a coś mi mówi, że może warto to zmienić :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Też byłem zachwycony, chociaż lekturę Ślepowidzenia mam dawno za sobą :) Nie dałem jednak rady przeczytać całej trylogii ciągiem, przed Behemotem muszę zrobić sobie krótką przerwę.

    OdpowiedzUsuń
  4. Poważnie się zastanowię czy sięgnę po nią. Na chwilę obecną chyba nie dla mnie :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Muszę. Po prostu muszę to przeczytać. Przeskakiwanie z bohatera na bohatera? Osom :3. Przeczuwam dogłębniejszą analizę tej książki niż "Czasu poza czasem" Dicka :3

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...