wtorek, 30 kwietnia 2013

Stos 36

To głównie pokazówka - wszystkie pożyczone. Heheszky, trzy osoby postanowiły zaopatrzyć mnie w książki. Szczególne podziękowania idą w stronę Agaty, która podrzuciła mi Clockwork Princess w wydaniu kolekcjonerskim, z magicznym drzewem genealogicznym paru rodów (pełno spoilerów! :D). Co do Gry o Tron - przeczytałam już miesiąc temu. Jeszcze się nie zabrałam za kolejne części Sagi Pieśni Lodu i Ognia. Jeszcze nie. Wszystko przez to, że wpadłam w lekką panikę przed egzaminami trwającą dwa dni i przez to, że przybyło do mnie parę innych tomów, do których przejdziemy w tym momencie...
Tak, to głównie stos prezentowy, bo niedawno były moje urodziny. Najbardziej jednak jestem dumna z trylogii Wattsa - to taka moja perełka, niedawno zamówiona. Kończę już Rozgwiazdę i muszę przyznać, że jestem zachwycona! Za Numery i Wroga podziękowania idą do Jenny - Sis, nie spodziewałam się takie prezentu, ale dziękuję <3 (Czekolada niedługo zginie śmiercią marną :D). Ćwieka nową książkę już przeczytałam.. Yyy, tak... Szubienicznika dostałam od Otwartego, dziękuję!






A na koniec... Nabytki płytowe. Nie wszystkie, bo część (trzy krążki) wciąż do mnie idą, toteż zaprezentuję je na następnym stosie.






sobota, 27 kwietnia 2013

Jakub Ćwiek, Dreszcz



Rychu Zwierzchowski wiedzie żywot pasożyta-luzaka – sex, drugs and rock’n’roll. Pije, pali, gra na streecie i usilnie stara się nie znaleźć poważnej, regularnej pracy. Utrzymuje go córka, która co jakiś czas dba o uzupełnienie jego pustego portfela. Całe życie Dreszcza to koncerty i AC/DC ponad wszystko. Są przyjaciele i wrogowie, choć tych drugich rzecz jasna więcej. Aż pewnego dnia Dreszcz obrywa piorunem i … zyskuje nowe supermoce. Tylko czy to coś zmienia?

wtorek, 23 kwietnia 2013

Alisa Bowman, Plan: żyć długo i szczęśliwie


Jak uratować miłość, gdy dopada cię rutyna, a mężczyzna, którego wybrałaś, zachowuje się inaczej niż wtedy, gdy się w nim zakochałaś? Plan: żyć długo i szczęśliwie to nie poradnik. To prawdziwa historia dziennikarki, która postanowiła walczyć o swój związek, gdy z fazy wielkiej miłości przeszedł w fazę stagnacji i niezrozumienia. Postawiła wszystko na jedną kartę i zdecydowała się na ryzykowny eksperyment. Na własnej skórze sprawdziła wszystkie mądrości terapeutów, poradników i przyjaciółek. Niniejsza książka jest szczerym i zabawnym opisem zmagań Alisy – z niej dowiesz się, które rady warto wziąć sobie do serca, a o których lepiej zapomnieć.

sobota, 20 kwietnia 2013

Intruz, Andrew Niccol (2013)


To, że czytałam książkową wersję Intruza dawno temu, bardzo mi pomogło. Pamiętam, że byłam zachwycona i nie dowierzałam, że coś tak dobrego wyszło spod palców Stephanie Meyer. Na ekranizację poszłam, choć przez moment wątpiłam, czy jest sens, ale teraz nie żałuję tej decyzji. Mogłam potraktować film jako odrębny twór. Wreszcie. I przez te dwie godziny po mojej głowie nie kołatały się myśli pełne przekleństw w stosunku do tych, którzy zmieniali niektóre wydarzenia. Dzięki temu mogłam rozkoszować się pięknem obrazu i muzyki bez zbędnych jęków.

Tak, wyszłam z projekcji z otwartymi ustami. Tak, prawie przez cały seans miałam oczy jak spodki. Tak, już na samym początku, kiedy zobaczyłam prawdziwy wygląd Wagabundy, a w tle leciał świetny utwór, łzy ruszyły podbijać moje policzki. Tak, nie do końca mogę zrozumieć falę krytyki wylewającą się z klawiatur i ust. Intruz jako film radzi sobie świetnie.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Libba Bray, Mroczny Sekret


Szesnastoletnia Gemma Doyle w niczym nie przypomina swoich rówieśniczek – panien o nienagannych manierach, które grzecznie odpowiadają na pytania i marzą o bogatym zamążpójściu. Gemma, osóbka uparta i przekorna, trafia do londyńskiej Akademii Spence po tragedii, która spotyka jej rodzinę w Indiach. Dziewczyna jest samotna, dręczy ją poczucie winy i nękają wizje przyszłości, które mają tę paskudną cechę, że zawsze się spełniają. Nie jest jednak zupełnie sama… Jej śladem podąża tajemniczy młodzieniec, który utrzymuje, ze ma ją chronić przed mrocznymi siłami. W Spence Gemma zaprzyjaźnia się z najbardziej wpływowymi dziewczętami, odkrywa w sobie nadprzyrodzone zdolności, a także dowiaduje się o dawnych powiązaniach swojej matki z tajnym stowarzyszeniem nazywanym Zakonem. Tutaj czeka na nią przeznaczenie… jeśli tylko będzie potrafiła w nie uwierzyć.

Trzy ostatnie powieści, które przeczytałam, miały akcję osadzoną w dziewiętnastym wieku, z czego dwie powstały  niedawno. I jakkolwiek zdecydowanie wolę uznawać Austen niż Bray jako wskaźnik poziomu życia w Anglii w erze wiktoriańskiej, tak preferuję Bray od Clare. Obydwie mają niewątpliwie ciekawe pióro, ale Libba Bray zdecydowanie wybija się ponad Cassandrę. Na stronach jej powieści czuć więcej serca, a mniej komercji…

Autorka w Mrocznym Sekrecie nie skupia się aż tak mocno na tle wydarzeń. Nie mamy Mickiewiczowych opisów lasów, łąk, kamieni, krzaków, strumyków, czy czegoś innego stworzonego przez naturę. Osoby z niezbyt wytrenowaną wyobraźnią mogą nawet mieć problem z imaginacją samej Akademii Spence! Jednakże nie martwicie się, w wielu przypadkach bywa gorzej, np. niby został nam przybliżony wygląd bohatera, ale w tak nieatrakcyjny sposób, że nadal nie wiemy, jaki ma kolor włosów. Brzmi nieco nieprawdopodobnie, wiem, lecz spotkałam się z tym nie raz i niestety muszę przyznać, że oczy me krwawiły obficie.

Czy stadkiem owieczek można nazwać kobiety? Nie w dzisiejszych czasach oczywiście, kiedyś. Libba Bray słusznie użyła tego zwrotu, a także buntowniczej postawy Gemmy Doyle, żeby ukazać niesprawiedliwość społeczeństwa. Tak, to już było. Tak, to nie ważne, że już było. W Mrocznym Sekrecie jest to wyraźnie pokazane, dla wprawnego oka spycha nawet cały wątek związany z Zakonem. Zestawione są ze sobą bohaterki kontrastujące, biedna, nie grzesząca urodą, lecz posiadająca boski głos Ann; śliczna Pippa z pewną przypadłością; Gemma przeciwstawiająca się konwenansom i Felicity, kolejna buntowniczka w świecie Akademii Spence. Na ich przykładzie nierówności pokazane są wprost idealnie, zasiewają w głowie myśl: co by ze mną było, gdybym urodziła się więcej niż sto lat temu?

Czegokolwiek byście nie pisali, ta historia nie jest AŻ tak szablonowa jak mogłoby się wydawać. Jasne, nie brakuje masy typowych dla aktualnych nurtów w powieściach dla nastolatek rozwiązań, ale autorka nie pisała Mrocznego Sekretu w dobie Zmierzchu, tylko przed wielkim sukcesem szarej Belli i błyszczącego Edwarda. Ten fakt działa na korzyść. Wątek romantyczny występuje, ale jest z nim tak jak z kobietą Bonda w Skyfall, czyli jest, ale go nie ma, potem może będzie trochę więcej, albo trochę mniej. Dlaczego powtarzam sobie historię Gemmy? Bo pożyczyłam komuś Dary Anioła….

Boli mnie spłycenie paru charakterów, ale nie oszukujmy się, zbyt wiele filozoficznych rozważań i skupienie się na psychicznym problemach, a co za tym okrojenie wartkiej akcji zniechęciłoby wiele mózgów. Z łezką w oku będę wspominać Gemmę i trylogia o niej już od dawna znajduje się na honorowym miejscu pomiędzy seriami, do których mam niezwykły sentyment i nigdy przenigdy ich nikomu nie oddam. To chyba o czymś świadczy, nieprawdaż?

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

Cassandra Clare, Clockwork Princess


Tessa Gray should be happy – aren’t all brides happy? Yet as she prepares for her wedding, a net of shadows begins to tighten around the Shadowhunters of the London Institute. A new demon appears, one linked by blood and secrecy to Mortmain, the man who plans to use his army of pitiless automatons, the Infernal Devices, to destroy the Shadowhunters. Mortmain needs only one last item to complete his plan. He needs Tessa. And Jem and Will, the boys who lay equal to Tessa’s heart, will do anything to save her.
W tym momencie można oficjalnie powiedzieć, że to już koniec Diabelskich Maszyn. Dla niektórych czytelników początek, dla innych środek, dla jeszcze innych koniec się zbliża, ale nie jest mu śpieszno. Dla mnie (nie)stety przygoda z srebrnowłosym Jemem, porywczym Willem i Tessą jest skończona. Najpierw nie sądziłam, że aż tak bardzo to przeżyję. Początek sprawiał, że wciąż i wciąż powtarzałam pod nosem, że wolę Dary Anioła, bo ta seria była pierwsza i jest lepsza. Teraz, kiedy już przeczytałam ostatnią stronę Clockwork Princess nadal tak twierdzę, ale przez krótką chwilę dopadło mnie zwątpienie.

Droga Cassie!

Dziękuję, że choć w pewnym stopniu złagodziłaś swoje żądze co do zabijania najlepszych bohaterów! Dodatkowo dziękuję Ci, że przygotowałaś tak świetne zakończenie, które pomimo braku wciągnięcia przez prawie pierwszą połowę lektury wcisnęło mnie w krzesło! Dziękuję Ci także za parę ciekawych słówek, których mogłam się nauczyć. Choć, Moja Droga, powtarzałaś się, oj, powtarzałaś się! Mało to oni mieli słów w dziewiętnastowiecznej Anglii?!

Zirytowałaś mnie jednak tym, że większy nacisk położyłaś na wątki miłosne, a spłyciłaś sprawę Mortmain’a. Było na swój sposób spektakularnie, ale dla fana twoich książek to wciąż za mało! Zabrakło mi powiewu świeżości. Wybacz, ale to prawda. Jechałaś po wielu schematach, nawet wytyczonych przez siebie, choć zdobyłaś moje serce nawiązaniami do twojej heksalogii. I tym drzewem genealogicznym na końcu wydania, które miało tyle spoilerów, że hoho, ale to nie ważne, wreszcie wiem, kto z kim i jak.

Dziękuję Ci za te wszystkie emocje, które przeżywałam, za łzy wylane, za śmiech, za uśmiechy i niewyraźne spojrzenia, kiedy to musiałam czytać niektóre linijki ponownie. Jednakże bardzo chciałabym Cię kopnąć, bo tyle skrajnych odczuć przetoczonych przez mój organizm mogło mi zaszkodzić! Nie tylko kacem książkowym, ale może i czymś gorszym!

Dziękuję Ci za bohaterów, których nie można nie kochać. Wszyscy mają w sobie coś, co przypomina mi ekipę z Darów Anioła (może to te nazwiska…?), a dzięki czemu czyta się jeszcze lepiej! Mogłabym Ci jeszcze zarzucić ograniczenie opisów czasów, w których toczyła się akcja, ale mogę Ci to wybaczyć, przecież wszyscy wiemy, że bardziej skupiłaś się na postaciach i ich perypetiach i intrygach, a nie tle.

Bez Nocnych Łowców moja egzystencja niebyła by kompletna, i przeczuwam, że nie tylko moja. Twoja twórczość staje się powoli (nie wierzę, że to piszę…) klasyką powieści paranormal romance i jedną z niewielu, do której mogę wracać wciąż i wciąż nie bacząc na drobne niedociągnięcia i na to, że wałkowałam ją niezliczoną ilość razy! Stworzyłaś świat, do którego wiele czytelniczek (i czytelników, ale nie tak wielu pewnie) chciałoby się przenieść, zdradzając np. Obóz Herosów. Warto żyć, by czytać takie perełki wśród zalewu braku logiki i dennych bohaterek.

Droga Cassie, podziękowania słane są Ci od dawna, pośród skarg na Twoje pomysły i maltretowanie rodu Herondale, ale wszyscy mogą Ci to wybaczyć i będą wybaczać już zawsze. Nie mogłam powstrzymać łez podczas lektury i jak piszę te słowa, to wciąż szklą się moje oczy, a mózg płacze myśląc o tym, że muszę trochę poczekać na premierę City of Heavenly Fire i Twoje inne serie. Jednakże dam radę. A my, czytelnicy, nie zapominajmy, że Nocny Łowca to nie fikcja, Nocny Łowca to styl życia!


PS: Agata, dzięki za użyczenie swojego egzemplarza! 

sobota, 13 kwietnia 2013

[ziemniakowy zapychacz] Wietrzenie zbiorów

Ponownie nieksiążkowo, kolejny ziemniakowy zapychacz, a to przez to, że czytam już trzecie w tym miesiącu opasłe tomisko - ale tym razem obiecuję, że naskrobię co nieco, tym bardziej, że czytam Clockwork Princess. Tymczasem prezentuję zdjęcia książek, które z chęcią oddałabym w dobre ręce. Najchętniej sprzedałabym, ale wymiana za coś ciekawego w dobrym stanie też może być.
Niezgodna i Przywrócona 

Gwen Frost

Wszystkie (oprócz Kisuny) są w stanie IDEALNYM, raz czytane, ale nie cierpię niszczyć książek, więc wyglądają czasem lepiej od tych, które możemy znaleźć w księgarniach :) Cena każdej to 15 pln + 7 pln przesyłka, choć przy zakupie większej ilości pewnie uwzględnię rabat :D
Piszcie na sihhinne@gmail.com, a ja wracam to Tessy, Willa i Jema :3

środa, 10 kwietnia 2013

[ziemniakowy zapychacz] Liebster Award: edycja ultraspecjalna

Pewne stadko (jeżeli trzy osoby można nazwać stadkiem) zostało wytypowane do Liebster Award, a potem wytypowali mnie. Nie ważne, że już jakiś czas temu (rok temu? Dwa? Nie pamiętam) robiłam notkę w tym stylu, ale tak polubiłam ich posty (w szczególności el Browarre), więc postanowiłam dla nich na nie odpowiedzieć. 

1. Na bezludną wyspę Biblia czy "50 twarzy Greya"? Uzasadnij.
Biblię. Nie jestem jakoś szczególnie religijna, ale ciekawi mnie Stary Testament i wszelkie dzieje przed naszą erą - tam to się dopiero działo! Rozrywka zapewniona na wiele wieczorów! Można także wracać sobie do ulubionych momentów, analizować zachowania postaci i rozmyślać nad słusznością ich czynów. Grey'owi podziękuję, wolę czytać co innego.

2. Co do poczytania lub pogrania podrzuciłbyś* ks. Natankowi na prezent gwiazdkowy?
To trudny wybór, bo jest tyle ciekawych książek, które mogłyby go trochę zawstydzić... Moim faworytem jest jednak Atlas Chmur! Motyw reinkarnacji na pewno spowodowałby wypieki na jego twarzy oraz niedowierzający wzrok. 

3. Czy twoim zdaniem literatura potrzebuje pulpy?
*cisza* 

4. Był Harry Potter, Zmierzch, teraz Grey- jakie dzieło/ zjawisko stanie się kolejnym hitem popkultury?
Chciałabym, aby więcej ludzi zaczęło zwracać uwagę starsze dzieła. Może i nie stanie się to kolejnym hitem, bo przecież one wcale nie odmóżdżają i nie są łatwe w odbiorze, ale tak sobie marzę, żeby z randomowym nastolatkiem porozmawiać sobie o np. Grze Endera, a zwykle niestety nie jest to możliwe. 

5. Słuchasz muzyki czytając? Jeśli tak, to jakiej?
TAK! Zależy to od mojego nastroju i od tego, czy aktualnie nie nabyłam jakiejś nowej płytki. Albo nie ściągnęłam jakiegoś nowego utworu. Aktualnie mam w głośnikach dyskografię Billy Talent, bez ostatniej płyty, którą znam już na pamięć. Czasem odkurzam starsze płyty, powtarzam sobie Linkin Park (bez dwóch ostatnich płyt, które nie przypadły mi do gustu), Bat for Lashes, Ellie Goulding czy Iron Maiden (te wymienione to w ciągu ostatniego miesiąca). Zazwyczaj nie odchodzę od rocka i pochodnych, ale nie wykluczam obecności dubstepu i czy popu na trackliście. Rock rules, but some pop songs still make me smile.

6. Ekranizacje- najpierw czytasz książkę, potem oglądasz film, czy odwrotnie?
Staram się zacząć od książki, żeby mieć jakiś obraz bohaterów. Czasem też czytam książkę krótko przed premierą, kiedy znam już aktorów i porównuję ich z literackimi odpowiednikami - niekiedy jest zabawnie :)

7. Dlaczego jeszcze nie masz kota? (każdy wypowiadający się w internecie musi mieć kota, jeśli masz, opisz bestię)
Miałam kota! Ale mój kot był zUy, toteż zniknął z mojego domostwa. Pies wystarcza mi w zupełności. I mój charakter. Dwie bestie to za dużo...(5__5)

8. Jaka książka/gra/ film/ serial najbardziej zaskoczyła cię w roku 2012? (niekoniecznie pozytywnie)
Pozytywnie: Atlas Chmur! I film i książka. Dodatkowo jeszcze V jak Vendetta, Mroczny Rycerz i Mroczny Rycerz Powstaje (od nich zaczęła się moja poważna miłość do Batmana). Negatywnie z filmów Projekt X. Okropność. Z seriali pierwszy i drugi sezon Gry o Tron, The Big Bang Theory i negatywnie trzeci sezon the Vampire Diares (zeszło na psy). Dodałabym jeszcze Gossip Girl, na którą faza powróciła mi niedawno. A z gier - Minecraft, choć gram już od 2011, to jednak największe postępy zrobiłam w 2012. 

9. Tradycyjna książka, czy ebook na czytniku?
Książka tradycyjna zależy jak wydana. Bo niektóre są bosko sklejone, a inne.. A mój Kindelek Adaś też jest niczego sobie, przyzwyczaiłam się już do czytania na nim i bardzo to lubię. Bardzo, bardzo, bardzo. I ma w sobie porządne słowniki angielsko-angielskie, które pomagają mi w pisaniu wypracowań. 

10. Najbardziej marudne środowisko w blogosferze to .... ?
Oprócz naszego? Nie wiem... Może modowe?

11. Z czego nie dałoby się zrobić książki? (Jeśli jednak ze wszystkiego się da, to opisz dlaczego)
Sądzę, że książka z krzaka byłaby dziwna. Rozumiem, że da się zrobić, niekoniecznie dałoby się czytać, ale..

A teraz grzecznie klikamy i przechodzimy do FUNtastyki! 

A ja tymczasem zbieram się do GoT, a potem Hannibala. Omomom.

sobota, 6 kwietnia 2013

Depeche Mode, Delta Machine


WELCOME TO MY WORLD

Uwaga, uwaga! Wreszcie nadszedł ten moment. Czekaliśmy cztery lata na ten wspaniały dzień. Nasza ciekawość była dźgana patykiem w postaci pierwszego singla. I patykiem będącym zapowiedziami koncertów. Przechodziliśmy przez różne stadia: obojętności, maniakalnego przesłuchiwania poprzednich płyt, irytacji, napięcia przed samą premierą. Aż z dwudziestego piątego marca zrobił się dwudziesty szósty. Wybiła godzina prawdy. Legenda powróciła.

Na scenie są od 1980 roku. Znam ich od berbecia. Bo kto by nie znał Enjoy the silence?! Chyba tylko kompletny ignorant muzyczny. Enjoy the silence zna się nawet wtedy, kiedy się myśli, że się nie zna. To jest Chuck Norris wśród utworów Depeche Mode. Nic nigdy nie przebije jego popularności. Nowa płyta niosła ze sobą jakieś nadzieje, Heaven jako singiel budziło niepokój w sercu i pewne zainteresowanie osób dotąd nieinteresujących się twórczością zespołu (czyt. autorki tego tekstu). Zaczęło się odliczanie do premiery płyty. Najlepsze przyszło jednak niedługo potem. Zespół zapowiedział swoją wizytę w Łodzi na luty. Bilety pojawiły się w sprzedaży piątego kwietnia i rozeszły się w mgnieniu oka, że niestety ku mojemu niezadowoleniu nie udało się zdobyć wejściówek na golden circle.

Niewątpliwie próbowali. Nowych dźwięków. Nowych aranżacji. Jednakże pomimo tych eksperymentów nadal są tymi starymi depeszami przepełnionymi elektroniką, która czasem gra pierwsze skrzypce w utworze. Udało się im zachować równowagę, co z takim natłokiem sztucznych brzmień jest ciężkie. Zaskakują już od pierwszej pozycji na trackliście – Welcome to my World, gdzie minimalistyczny wstęp przeradza się w rytmiczny kawałek wpadający do głowy.

Nie jest to niestety płyta pełna przebojów. Niektóre utwory budzą większe zainteresowanie, niektóre mniejsze. Na wyróżnienie zasługuje niewątpliwie Broken – chyba moja ulubiona piosenka oprócz Heaven z tej płyty. Refren jest po prostu świetny! I treściowo i muzycznie, dla mnie majstersztyk! Nie mogę się teraz oderwać od tego utworu za żadne skarby. Katuję go wciąż i wciąż, tak jak w pewnym momencie Heaven.

Heaven. Ten utwór także zasługuje na własny akapit. Zadziwia. Niepokoi. Drażni. Pozostawia uczucie pustki. Podrywa z ziemi. Ukazuje wszelkie dobre strony zespołu. Nie jest typowo tanecznym, do zabawy, raczej ma zmusić do przysiądnięcia, wsłuchania się w słowa, oddania się nutom… Przyznam, że najpierw kompletnie nie rozpoznałam głosu wokalisty. Było to na zasadzie: ej, słuchaj, jaki fajny utwór w radiu. Ciekawy, co nie? Porywa. Jak myślisz, kto to? DEPESZE?! Żartujesz. Nieee. To nie oni. Na pewno nie. A jednak.

Świadomie otworzyli nowy rozdział w swojej karierze, aczkolwiek to wciąż oni. Świat się zmienia, ludzie się zmieniają, zapotrzebowania się zmieniają, ale depesze zawsze będą wielbieni! A na Delta Machine udowadniają swój geniusz, który pozwolił im się wybić i stać się legendą. Legendą, której aż wstyd nie znać (a raczej ich Chucka Norissa). Na razie niestety nie mogę się wsłuchać w płytę. Utwory wpadają i wypadają z głowy (nie wszystkie oczywiście…). Mam nadzieję, że to się szybko zmieni, tak jak to było w przypadku nowego wydawnictwa HEY. Ocena bardzo dobra.

GOODBYE

A wy? Lubicie depeszów? 

wtorek, 2 kwietnia 2013

F. Scott Fitzgerald, Wielki Gatsby


Utwory wpisane na listę stu najlepszych powieści według BBC są niewątpliwie warte przeczytania. Należą do kanonu literatury i w życiu wielu szanujących się czytelników nadchodzi taki moment, kiedy potrzeba lektury książek tego typu buzuje i nie pozwala o sobie zapomnieć. Jak to z powieściami z poprzedniego wieku a także powstałymi jeszcze wcześniej bywa, nie zawsze łatwo jest je zrozumieć. A tym bardziej polubić. Mogą nudzić, zniechęcać, bądź po prostu nie wpasowywać się w dane gusta. I na pewno nie należy za nie się zabierać ze stwierdzeniem: skoro klasyka, to muszę to lubić i wstydem byłoby moje niezrozumienie przekazu. To złe podejście. Bardzo złe.

Zaczęłam jak zaczęłam, ale to nie znaczy, że zamierzam teraz wylać wiadro pomyj na najpopularniejszą powieść F. Scotta Fitzgeralda. Na początek krótka geneza mojego zainteresowania. Można to streścić jednym tytułem. O północy w Paryżu. I jeszcze jednym: Wielki Gatsby (3D). Z Leonardo DiCaprio, za którym ostatnio zaczęłam szaleć. I z muzyką formacji Florence and the Machine w zwiastunie. To powinno wszystko tłumaczyć…

Ile razy masz ochotę kogoś krytykować, przypomnij sobie, że nie wszyscy ludzie na tym świecie mieli takie możliwości jak ty. Te słowa ukształtowały narratora powieści, Nicka Carraway. Jest on maklerem giełdowym o niezbyt wysokich zarobkach. Zamieszkuje w domku obok wielkiej posiadłości wielkiego człowieka, znanego wszystkim – Gatsby’ego. Jednakże zanim przyjdzie mu go poznać, zagłębi się w sekrety małżeństwa swojej kuzynki, Daisy. Zapowiadałoby się w miarę spokojnie, ale Nick powoli zaczyna zaprzyjaźniać się ze swoim sąsiadem, przez co zostaje wciągnięty do elity.

Czego się dopatrzyłam? Wszystko w naszym życiu może być tylko na chwilę. Wydaje nam się, że ta dana osoba będzie z nami aż do śmierci, albo nawet dłużej, obiecujemy sobie wiele, aż w końcu przychodzi ten moment, kiedy ścieżki się rozgałęziają i nie można pójść razem jedną z nich. Pal licho ulotność żywota ludzkiego, o tym wiedzą wszyscy. Wiedzą, a nadal chętnie jest to wpychane jako przesłanie do niezliczonej ilości historii.

To nie jest pierwszy raz, kiedy realia lat dwudziestych mnie oczarowały. Najpierw film Woody’ego Allena, potem powieść Libby Bray, teraz Wielki Gatsby. Rewie, zabawy, ten spokój, który wszystkich ogarniał. Tylko teraz ciężko jest się mi zdecydować, gdzie wolałabym mieszkać: w Paryżu czy też w Nowym Jorku. Ale chyba wybrałabym Paryż. Coś takiego jest w Stanach Zjednoczonych, że jednocześnie jestem głodna historii tego kraju i coś mnie w niej odpycha.

Niby coś się stało, ale czujemy się, jakby nic się nie stało. Jako czytelnik jesteśmy w środku akcji, ale jednak trochę na uboczu. Jest to spowodowane faktem, że narratorem jest Nick, człowiek niewątpliwie oryginalny, niezbyt emocjonalny, który rzeczowo opisuje wydarzenia, a nie poddaje się zbyt wielu emocjom. Jednak relacja nie jest sucha. Ale nie jest też wylewna. Brakuje w niej energii charakterystycznej dla wielu bohaterek świata wykreowanego przez Fitzgeralda. Ale co z tego, dzięki temu odczuwamy trochę niepokoju o bohaterów. Przyznam, że z chęcią nabyłabym resztę jego twórczości. Wielki Gatsby bardzo bardzo mnie się podobał. I nie mogę doczekać się filmu. Już teraz utożsamiałam aktorów z postaciami i ich wybór wydał się odpowiedni. 

A na koniec coś, czego słuchałam w trakcie lektury:

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...