WELCOME TO MY WORLD
Uwaga,
uwaga! Wreszcie nadszedł ten moment. Czekaliśmy cztery lata na ten wspaniały
dzień. Nasza ciekawość była dźgana patykiem w postaci pierwszego singla. I
patykiem będącym zapowiedziami koncertów. Przechodziliśmy przez różne stadia:
obojętności, maniakalnego przesłuchiwania poprzednich płyt, irytacji, napięcia
przed samą premierą. Aż z dwudziestego piątego marca zrobił się dwudziesty
szósty. Wybiła godzina prawdy. Legenda powróciła.
Na
scenie są od 1980 roku. Znam ich od berbecia. Bo kto by nie znał Enjoy the silence?! Chyba tylko
kompletny ignorant muzyczny. Enjoy the
silence zna się nawet wtedy, kiedy się myśli, że się nie zna. To jest Chuck
Norris wśród utworów Depeche Mode. Nic nigdy nie przebije jego popularności.
Nowa płyta niosła ze sobą jakieś nadzieje, Heaven
jako singiel budziło niepokój w sercu i pewne zainteresowanie osób dotąd
nieinteresujących się twórczością zespołu (czyt. autorki tego tekstu). Zaczęło
się odliczanie do premiery płyty. Najlepsze przyszło jednak niedługo potem.
Zespół zapowiedział swoją wizytę w Łodzi na luty. Bilety pojawiły się w
sprzedaży piątego kwietnia i rozeszły się w mgnieniu oka, że niestety ku mojemu
niezadowoleniu nie udało się zdobyć wejściówek na golden circle.
Niewątpliwie
próbowali. Nowych dźwięków. Nowych aranżacji. Jednakże pomimo tych
eksperymentów nadal są tymi starymi depeszami przepełnionymi elektroniką, która
czasem gra pierwsze skrzypce w utworze. Udało się im zachować równowagę, co z
takim natłokiem sztucznych brzmień jest ciężkie. Zaskakują już od pierwszej
pozycji na trackliście – Welcome to my
World, gdzie minimalistyczny wstęp przeradza się w rytmiczny kawałek
wpadający do głowy.
Nie
jest to niestety płyta pełna przebojów. Niektóre utwory budzą większe
zainteresowanie, niektóre mniejsze. Na wyróżnienie zasługuje niewątpliwie Broken – chyba moja ulubiona piosenka
oprócz Heaven z tej płyty. Refren
jest po prostu świetny! I treściowo i muzycznie, dla mnie majstersztyk! Nie
mogę się teraz oderwać od tego utworu za żadne skarby. Katuję go wciąż i wciąż,
tak jak w pewnym momencie Heaven.
Heaven. Ten utwór także zasługuje na
własny akapit. Zadziwia. Niepokoi. Drażni. Pozostawia uczucie pustki. Podrywa z
ziemi. Ukazuje wszelkie dobre strony zespołu. Nie jest typowo tanecznym, do zabawy,
raczej ma zmusić do przysiądnięcia, wsłuchania się w słowa, oddania się nutom…
Przyznam, że najpierw kompletnie nie rozpoznałam głosu wokalisty. Było to na
zasadzie: ej, słuchaj, jaki fajny utwór w
radiu. Ciekawy, co nie? Porywa. Jak myślisz, kto to? DEPESZE?! Żartujesz.
Nieee. To nie oni. Na pewno nie. A jednak.
Świadomie
otworzyli nowy rozdział w swojej karierze, aczkolwiek to wciąż oni. Świat się
zmienia, ludzie się zmieniają, zapotrzebowania się zmieniają, ale depesze
zawsze będą wielbieni! A na Delta Machine udowadniają swój
geniusz, który pozwolił im się wybić i stać się legendą. Legendą, której aż
wstyd nie znać (a raczej ich Chucka Norissa). Na razie niestety nie mogę się
wsłuchać w płytę. Utwory wpadają i wypadają z głowy (nie wszystkie oczywiście…).
Mam nadzieję, że to się szybko zmieni, tak jak to było w przypadku nowego
wydawnictwa HEY. Ocena bardzo dobra.
GOODBYE
A wy? Lubicie depeszów?
ciekawe,aczkolwiek nie wiem czy długo dałabym rade słuchać :) coś w nich jest, ale...
OdpowiedzUsuńDepeche Mode to zespół mojego dzieciństwa :) Uwielbiam ich!
OdpowiedzUsuńNie słucham tego zespołu, ale dużo o nich słychać w ostatnim czasie.
OdpowiedzUsuńKoleżanka podesłała mi kilka linków do nowszych io starszych piosenek, a ja... zakochałam się i obecnie odsłuchuję całą najnowszą płytę. :) Uwielbiam takie klimaty! Nie mogę uwierzyć, że wcześniej sama nie wpadłam na Depeszy chociaż... jak piszesz słuchałam ich i nie wiedziałam, że to oni. xD
OdpowiedzUsuńNie tylko w przypadku Enjoy the silence, ale to najlepszy przykład. :)
Jak na razie powstrzymuję się od słuchania nowych kawałków, do czasu kiedy zakupię płytę. Kiedy będę słuchać tych utworów po raz pierwszy z pewnością będzie wielkie OOO!
OdpowiedzUsuń