To,
że czytałam książkową wersję Intruza dawno
temu, bardzo mi pomogło. Pamiętam, że byłam zachwycona i nie dowierzałam, że coś
tak dobrego wyszło spod palców Stephanie Meyer. Na ekranizację poszłam, choć
przez moment wątpiłam, czy jest sens, ale teraz nie żałuję tej decyzji. Mogłam potraktować
film jako odrębny twór. Wreszcie. I przez te dwie godziny po mojej głowie nie
kołatały się myśli pełne przekleństw w stosunku do tych, którzy zmieniali
niektóre wydarzenia. Dzięki temu mogłam rozkoszować się pięknem obrazu i muzyki
bez zbędnych jęków.
Tak,
wyszłam z projekcji z otwartymi ustami. Tak, prawie przez cały seans miałam
oczy jak spodki. Tak, już na samym początku, kiedy zobaczyłam prawdziwy wygląd
Wagabundy, a w tle leciał świetny utwór, łzy ruszyły podbijać moje policzki. Tak,
nie do końca mogę zrozumieć falę krytyki wylewającą się z klawiatur i ust. Intruz jako film radzi sobie świetnie.
Chyba
najlepszym dla mnie podejściem jest kompletnie nie przejmować się wszystkimi
nowinkami i opiniami na temat różnych ekranizacji, tylko spontanicznie się na
nie wybrać. Wtedy nie będę mieć zbyt wielkich oczekiwań, a może zostanę bardzo
pozytywnie zaskoczona, tak jak wczoraj.
Dlaczego
warto wybrać się na Intruza?
>Aktorzy
przedstawieni jako bohaterowie nie rażą w oczy, ba, miło się ich ogląda, pomimo
że odstają trochę od swoich pierwowzorów. Fanfary należą się Diane Kruger za
fantastycznie zagraną rolę Tropiciela i Maxowi Ironsowi za rolę Jareda.
>Zdjęcia
się boskie! Nie mogłam przewidzieć, że zwykłe wnętrze skały czy też najnormalniejsze
amerykańskie miasto, lekko odpicowane wywołają na mym obliczu błogi uśmiech.
>MUZYKA!
Dawno nie słyszałam tak dobrych utworów w jakimś filmie! I tak dawno nie
zachwyciłam się takowymi! Antonia Pinto jako kompozytora dotąd nie kojarzyłam,
ale będę bacznie śledzić jego karierę – ukradł moje serce Soul Inside.
Postanowiłam
napisać ten tekst zainspirowana dzidami z grotami krytyki krążącymi po Internecie.
Chcę Was zachęcić do niezbyt pochopnego osądzania tego obrazu – moim zdaniem
ekipa filmowców wykonała wspaniałą pracę zasługującą na uznanie. Rezerwa, z
którą podchodzę do ekranizacji, dzięki Intruzowi
powoli paruje, a może wróci po Mieście
Kości – mam nadzieję, że nie. Wczorajsza wyprawa do kina była jedną z
lepszych w moim życiu… Nie do wiary… Poszłam na ekranizację takiego Intruza i
wyszłam ze ślinotokiem równym temu, z którym wypatoczyłam się po Atlasie Chmur… I mam w nosie, że paring
Ian – Wanda został spłycony!
PS:
TYLKO NIE WOLNO IŚĆ Z NASTAWIENIEM, JAKBY TO MIAŁ BYĆ NAJLEPSZY FILM SCI-FI
WSZECH CZASÓW. TO NIEZDROWE (Przecież oparte jest to na książce dla nastolatek)
Ja bardzo miło spędziłam czas w kinie
OdpowiedzUsuńJa nie oglądałam i nie mam zamiaru :)
OdpowiedzUsuńA ja bardzo chętnie obejrzę. Zapowiedź całkiem ciekawa, ale najpierw książka :D
OdpowiedzUsuńJa oglądałam i czytałam - obie wersje mi się podobały i są godne polecenia :D
OdpowiedzUsuńMam zamiar się na niego wybrać i już nie mogę się doczekać. :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam. :>
Do intruza jako filmu nikt mnie nie przekona, ale ksiazce byc moze dam szanse.
OdpowiedzUsuńObserwujemy- odp na moim blogu :)
Mam ochotę na film, ale powstrzymam się przed tym - najpierw muszę przeczytać książkę. :)
OdpowiedzUsuńMam ochotę na książkę :)
OdpowiedzUsuńPodobała mi się i książka i film :)
OdpowiedzUsuńKsiążka trafiła do mnie bardziej niż film. Do filmowej wersji ,,Intruza" jakoś nie mogłam się całkowicie przekonać.
OdpowiedzUsuńFilm obejrzałam już jakiś czas temu w kinie, a wczoraj udało mi się zdobyć angielską wersję do obejrzenia w domu. I choć początkowo film bardzo skrytykowałam, to po pewnym czasie zaczynam widzieć, że nie jest idealnie, ale też i nie najgorzej.
OdpowiedzUsuńAktorka grająca Wandę/Melanie bardzo pasowała mi do tej roli, tak samo jak aktor wcielający się w rolę Iana. Nie wiem dlaczego, ale bardzo podobały mi się jego oczy :)
Przerażała mnie tylko wizja reżysera, która naprawdę odbiegała od fabuły książki. A szkoda, bo na tak długą ekranizację można spodziewać się czegoś więcej.
Rownież byłam w kinie i jestem oczarowana! Zdecydowanie bardzo mi się podobało! Intruza mam już kupionego, żałuję tylko, że nie udało mi się go przeczytać przed seansem.
OdpowiedzUsuńpozdrawiam!
Ja już nie czytam komentarzy, opinii, niczego (zwykle na filmwebie), bo tam sami "znawcy" krytykujący wszystko jak leci. A mnie film właśnie się podobał, zawarli to co istotne z książki, fajnie przedstawili relacje Mel i Wandy, wątek miłosny całkiem, całkiem. Bardzo przyjemnie się oglądało, z ochotą obejrzę kolejny raz :)
OdpowiedzUsuńhttp://to-wonderland-olcik.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńDopiero zaczynam, ale może ci się spodoba :)