środa, 9 stycznia 2013

Pearl Jam, Ten [płytowo]


Fakt, że w moim domostwie płyt jest od groma przyswoiłam dość dawno temu. W przypływie szaleństwa zabrałam z rodzicielskich półek wszystko, co zapowiadało się nieźle i powróciłam do siebie z pełną paletą różnorodności – od pięknego wydania płyt The Eagles przez The Beatles Live at the BBC do Enyi. Pogrzebałam je i zapomniałam – jak to Kate Bush śpiewała w Cloudbusting. Jakiś czas temu na YouTube w proponowanych wyskoczyła mi piosenka. Black. Pearl Jam. Kliknęłam play z nadzieją, że to będzie coś ciekawego. Tak oto poznałam Pearl Jam.

Od tego momentu minął tydzień. Doszłam do wniosku, że mam ochotę na coś nowego, więc sięgnęłam do zakątka zbiorowiska płytowego i wyciągnęłam stertę do przesłuchania. Na jej czele – Ten, debiut Pearl Jam z 1991 roku. Szybkie spojrzenie na okładkę, o!, jest tam Black! Chlust do odtwarzacza i od razu na numer 5. Uwielbiam ten utwór. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że to chyba najlepszy z całej płyty. Ballada o miłości w grunge’owym stylu, niby co chwila się na taką trafi, ale od tej piosenki zaczęła się moja przygoda z zespołem, dzięki niej pokochałam głos Veddera. Mogę jej słuchać wciąż i wciąż, a tu ani śladu znużenia i monotonii, cały czas odkrywam w niej coś nowego. A dodatkowo liryczny tekst – I know someday you’ll have a beautiful life, I know you’ll be a sun in somebody else’s sky, but why, why, why can’t it be, cant’ it be mine? Jest dużo takich cytatów, które można by wypisywać, ale jakoś tak się stało, ze Black weszło mi do umysłu i trafiło na listę moich ukochanych utworów, zaraz obok Stairway to Heaven, Wish You Were Here, High Hopes, Brothers in Arms czy Rainmakera.

Ale Ten to nie tylko Black. Ten to ogółem dziwna płyta. A skoro grunge, to porusza dziwne tematy. Ciocia wikipedia twierdzi, że tematem przewodnim krążka jest śmierć i seryjni mordercy, dodatkowo też elementy biograficzne wokalisty. Serwuje nam krótką opisowość niektórych otworów, czym one są, co, jak, gdzie, dlaczego. Jeżeli ktoś chce, to niech sobie pogrzebie i poczyta, gdyż historia całej jedenastki jest ciekawa i być może poruszająca. Taki Jeremy na przykład. Niby zwykły utwór, ale jednak opowiada o chłopcu, który zastrzelił się na oczach całej klasy.

Powinnam pochwalić jeszcze Alive, Porch, Even flow, nie, nie, stop. Cała płyta jest świetna. Cała! Caluteńka! Może i najbardziej pokochałam Black, może i to Jeremy’ego przypomniałam sobie po paru latach, może i przy Porch chce się mi skakać, może i przy Alive śpiewać, ale cała godzina z hakiem to świetny materiał! I doceniony! Pearl Jam jako jeden z Wielkiej Czwórki z Seattle! Jeden z lepszych grunge’owych zespołów tuż obok Nirvany! I może niektórzy będą chcieli mnie za te słowa wyrzucić przez okno, ale to Ten bardziej do mnie trafiło niż Nevermind. W tamtą płytę jakoś nie mogę się wsłuchać, ta natomiast wciągnęła mnie od pierwszych dźwięków.

I jest to kolejny LP, który doskonale funkcjonuje jako całokształt. Utwory dopasowane, powoli wprowadzają w nastrój smutku i lekkiego przerażenia, nieco zachrypły głos Veddera komponuje się z najpierw wolnymi gitarami, by potem zacząć rzucać słuchaczem, że aż chce mu się wyładować swoją energię. Niektóre numery dają kopa, inne uspokajają, jestem zachwycona! To znak, że powinnam dalej grzebać w magicznej półce płytowej! I w latach ’80 i ’90, bo wyjdzie to mnie i mojemu gustowi na dobre. 5+. Na stanie mam z dziesięć płyt Dire Straits… życie jest za krótkie, skoro jest tyle wspaniałej muzyki na świecie! I książek też…

~*~
Premiera jutro, a w empiku już jest!
Coming soon:
*planuję pewien tekst o pewnym magicznym urządzeniu, które dostałam na gwiazdkę*
*Skunk Anansie, Black Traffic*
*relacja z nadchodzącego koncertu Edyty Bartosiewicz*
*C. S. Friedman, Uczta Dusz*

3 komentarze:

  1. Jak dla mnie to chyba ich najlepsza płyta. Co prawda słucham znacznie cięższej muzyki, ale Pearl Jam ogromnie szanuję.

    OdpowiedzUsuń
  2. Baardzo lubię Pearl Jam, głównie dzięki niemu pokochałam grunge. "Porch" to mój ulubiony kawałek.

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja stanęłam na tej płycie... Muszę posłuchać reszty :P
    Mimo to nie żałuję, bo ja też uwielbiam całość, najbardziej "Jeremy" :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...