Fakt,
że w moim domostwie płyt jest od groma przyswoiłam dość dawno temu. W przypływie
szaleństwa zabrałam z rodzicielskich półek wszystko, co zapowiadało się nieźle
i powróciłam do siebie z pełną paletą różnorodności – od pięknego wydania płyt
The Eagles przez The Beatles Live at the BBC
do Enyi. Pogrzebałam je i zapomniałam – jak to Kate Bush śpiewała w Cloudbusting. Jakiś czas temu na YouTube
w proponowanych wyskoczyła mi piosenka.
Black. Pearl Jam. Kliknęłam play z nadzieją, że to będzie coś ciekawego.
Tak oto poznałam Pearl Jam.
Od
tego momentu minął tydzień. Doszłam do wniosku, że mam ochotę na coś nowego,
więc sięgnęłam do zakątka zbiorowiska płytowego i wyciągnęłam stertę do
przesłuchania. Na jej czele – Ten,
debiut Pearl Jam z 1991 roku. Szybkie spojrzenie na okładkę, o!, jest tam Black! Chlust do odtwarzacza i od razu
na numer 5. Uwielbiam ten utwór. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że to chyba
najlepszy z całej płyty. Ballada o miłości w grunge’owym stylu, niby co chwila
się na taką trafi, ale od tej piosenki zaczęła się moja przygoda z zespołem,
dzięki niej pokochałam głos Veddera. Mogę jej słuchać wciąż i wciąż, a tu ani
śladu znużenia i monotonii, cały czas odkrywam w niej coś nowego. A dodatkowo liryczny tekst – I know someday you’ll have a beautiful life,
I know you’ll be a sun in somebody else’s sky, but why, why, why can’t it be,
cant’ it be mine? Jest dużo takich cytatów, które można by
wypisywać, ale jakoś tak się stało, ze Black
weszło mi do umysłu i trafiło na listę moich ukochanych utworów, zaraz obok Stairway to Heaven, Wish You Were Here, High
Hopes, Brothers in Arms czy Rainmakera.
Ale Ten to nie tylko Black. Ten to ogółem
dziwna płyta. A skoro grunge, to porusza dziwne tematy. Ciocia wikipedia
twierdzi, że tematem przewodnim krążka jest śmierć i seryjni mordercy,
dodatkowo też elementy biograficzne wokalisty. Serwuje nam krótką opisowość
niektórych otworów, czym one są, co, jak, gdzie, dlaczego. Jeżeli ktoś chce, to
niech sobie pogrzebie i poczyta, gdyż historia całej jedenastki jest ciekawa i
być może poruszająca. Taki Jeremy na
przykład. Niby zwykły utwór, ale jednak opowiada o chłopcu, który zastrzelił
się na oczach całej klasy.
Powinnam
pochwalić jeszcze Alive, Porch, Even flow,
nie, nie, stop. Cała płyta jest świetna. Cała! Caluteńka! Może i najbardziej
pokochałam Black, może i to Jeremy’ego przypomniałam sobie po paru
latach, może i przy Porch chce się mi
skakać, może i przy Alive śpiewać,
ale cała godzina z hakiem to świetny materiał! I doceniony! Pearl Jam jako
jeden z Wielkiej Czwórki z Seattle!
Jeden z lepszych grunge’owych zespołów tuż obok Nirvany! I może niektórzy będą
chcieli mnie za te słowa wyrzucić przez okno, ale to Ten bardziej do mnie trafiło niż Nevermind. W tamtą płytę jakoś nie mogę się wsłuchać, ta natomiast wciągnęła
mnie od pierwszych dźwięków.
I
jest to kolejny LP, który doskonale funkcjonuje jako całokształt. Utwory dopasowane,
powoli wprowadzają w nastrój smutku i lekkiego przerażenia, nieco zachrypły
głos Veddera komponuje się z najpierw wolnymi gitarami, by potem zacząć rzucać
słuchaczem, że aż chce mu się wyładować swoją energię. Niektóre numery dają
kopa, inne uspokajają, jestem zachwycona! To znak, że powinnam dalej grzebać w
magicznej półce płytowej! I w latach ’80 i ’90, bo wyjdzie to mnie i mojemu
gustowi na dobre. 5+. Na stanie mam z dziesięć płyt Dire Straits… życie jest za
krótkie, skoro jest tyle wspaniałej muzyki na świecie! I książek też…
~*~
Premiera jutro, a w empiku już jest! |
Coming soon:
*planuję pewien tekst o pewnym magicznym urządzeniu, które dostałam na gwiazdkę*
*Skunk Anansie, Black Traffic*
*relacja z nadchodzącego koncertu Edyty Bartosiewicz*
*C. S. Friedman, Uczta Dusz*
Jak dla mnie to chyba ich najlepsza płyta. Co prawda słucham znacznie cięższej muzyki, ale Pearl Jam ogromnie szanuję.
OdpowiedzUsuńBaardzo lubię Pearl Jam, głównie dzięki niemu pokochałam grunge. "Porch" to mój ulubiony kawałek.
OdpowiedzUsuńA ja stanęłam na tej płycie... Muszę posłuchać reszty :P
OdpowiedzUsuńMimo to nie żałuję, bo ja też uwielbiam całość, najbardziej "Jeremy" :)