Na "RockManna..." trafiłam przypadkiem, podczas rutynowego przeglądania książek, które ktoś mi pożyczył. Znam Wojciecha Manna z telewizji (większość z nas go zna) i nie miałam za dużej ochoty się zagłębiać w tą książkę. Ale jako, że nie miałam czego czytać, a fakt, że książka jest o muzyce, zaczęłam czytać.
Autor opowiada nam o swoich pierwszych przygodach z gitarą, pierwszym radioodbiorniku, pierwszym koncercie, na który wybrał się z mamą, a także o swoich początkach w radiu, spotkaniach z tamtejszymi gigantami i jak odmładzał kompletnie zjechane winyle.
Ważnym momentem opisanym w książce był występ Steviego Wondera w Warszawie. Autor został przez niego poproszony o wspólny występ na scenie! Warto dodać, że Pan Wojciech Mann nie szczycił się zbytnimi osiągnięciami wokalnymi.
Moim ulubionym fragmentem w książce jest opis, gdy wypisywał na kartce, w Pagarcie, zespoły, które chciałby, by wystapiły w Polsce. Wymienił : The Beatles, The Rolling Stones, The Animals, The Hollies, Gerry and The Peacemakers, Lulu czy też Billy'ego J. Krammera. I to niespodzianka ! Wszystkie, oprócz Beatlesów przyjechali na koncerty!
Książka jest bardzo interesująca, ponieważ przedstawia nam rozwój muzyki w II połowie XX wieku. Dzięki niej, poznałam wiele nieznanych mi dotąd zespołów i wykonawców.
"RockMann.." jest napisany z humorem, a także wciąga. Nie stawiam mu 6/6, poniewaz nie przepadam za biografiami (?), wolę książki o innej tematyce. Polecam ją wszystkim fanom muzyki.
Lubię Manna, chyba nie da się go nie lubić, ale nie jestem jego fanką na tyle, żeby czytać jego autobiografię. Choć zgodzić się muszę, że z jego poczuciem humoru, książka może być naprawdę świetnie napisana.
OdpowiedzUsuń