sobota, 9 kwietnia 2011

"Gone. Zniknęli. Faza Czwarta : Plaga" - Michael Grant

 
 Wreszcie (czyli wczoraj) udało mi się pojechać do empiku po czwartą część serii Michaela Granta. Po długim okresie czekania dorwałam się do niej i zaczęłam czytać zniecierpliwiona. Dlaczego? Trzecia cześć zakończyła się niespodziewanie, więc warto byłoby się dowiedzieć, co wydarzy się potem. Byłam jednak pełna obaw, że autor sobie nie poradził, że ciągnie wątek do znudzenia, że zasnę przy książce. Na szczęście żadna się nie spełniła i oto przedstawiam pozytywną recenzję "Gone. Zniknęli. Faza Czwarta : Plaga".
    W Perdido Beach pojawia się problem, za problemem. Nie ma wody. Dzieci chorują na chorobę, nazywaną grypą, której puentą jest śmierć, poprzez wykaszlenie własnych wnętrzności. Żeby nie było za mało, znany ze wcześniejszych części Hunter zostaje zaatakowany przez jakieś stwory, które wygryzają go od środka. Drake / Brittany siedzi uwięziony/a w piwnicy pod strażą ciągle opitego Orca. I tu zaczynają się schody. Biczoręki ucieka i zaczyna krążyć po mieście w celu wybicia swoich wrogów. Sam, po kłótni z Astrid, zostaje oddelegowany na poszukiwanie wody do jeziora Tramonto. Jednakże, nie wiadomo czy to jezioro istnieje. Chłopak zabiera ze sobą Dekkę, Jacka i Taylor. Ta ostatnia, po starciu ze latającymi wężami (te stwory co wyjadają Huntera) ucieka i przyłącza się do Caina. Brat Sama żyje sobie spokojnie z Dianą na wyspie zamieszkiwanej kiedyś przez Sanjita. Sanjit natomiast zaczyna uganiać się za Laną, która ma ręce pełne roboty (to przez ta grypę). Sam wpada na ośrodek badawczy, w którym więziony był Toto, mutant, wykrywający wszystkie kłamstwa. Misja Świetlistorękiego udaje się, odnajduje jezioro pełne pitnej wody. I do akcji wkracza Drake, z armią latających węży. Atakuje Perdido Beach, w obronie którego staje, ku mojemu zaskoczeniu, Caine. Mianuje się on królem, i wszyscy muszą go słuchać. Warto wspomnieć, że biczoręki został nasłany na Pete'a, brata Astrid, najsilniejszego mutanta w ETAPie. Astrid, podczas walki zabija brata, mając nadzieję, że Etap się kończy, ale...
    Troszkę się zapędziłam z fabułą, prawie opisując koniec książki, jednakże, powstrzymałam się. Ocenianie rozpocznę może od okładki. Jest brązowa, rozświetlają ją złote włosy Astrid (na pierwszym planie). Za nią stoi Toto. Z tyłu widzimy Sama i na dobrą sprawę drugiej postaci nie rozpoznaję. No ale nie ważne. Ważne jest natomiast to, że okładka bardzo dobrze pasuje do książki.
    Fabuła jak zawsze bardzo dobra, choć rewelacji nie ma. Jak zauważyłam przy czytaniu pierwszej części, pomysł z mutantami ściągnięty został z X-mena ( to był dla mnie cios. Bardzo lubię X-mena...). Jednakże, nie przewidziałam tego, co się wydarzy. I to właśnie jest dużym plusem.
    W oczy rzucały się liczne zamiany imion. Trochę mnie to dezorientowało, ale przeżyć się da:D.
    Autor ma ogromną wyobraźnię, ponieważ cała seria jest oryginalna ( oprócz tego, co wymieniłam powyżej). Jak najbardziej polecam do przeczytania.

 Moja ocena: 5/6

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...