Na początku myślałam, że Strange world to zwiastun nadchodzącej
płyty HIM. Byłam pełna entuzjazmu. Potem zrozumiałam jednak, że to Tears on tape dawało przedsmak
najnowszej płyty formacji. Wtedy uśmiech zjechał mi z twarzy zastąpiony przez
wyraz niepewności. Co teraz będzie? W jaką stronę poszło HIM? Argh, tyle
niespełnionych nadziei! Ta płyta kompletnie mnie zgasiła! Dodatkowo słuchałam
jej wtedy, kiedy wałkowałam po raz kolejny świetny Halycon czy Paramore, a HIM
wypadali (pomimo że to inny rodzaj muzyki) blado…
Niestety znalazłam parę
instrumentalnych utworów, o których mogę napisać tylko to, że są. Żaden,
zaznaczam, żaden nie wywarł na mnie większego wrażenia i tylko się
denerwowałam, że muszę je przewijać w celu dotarcia do piosenek mnie
interesujących. Zamiast zasiać we mnie ziarno ciekawości, słuchanie ich było
dla mnie stratą czasu… Lecz. W tym przypadku musiało się pojawić coś
alepodobnego. Nieprawdą jest, że formacja spaprała cały album. Nie przypadło mi
to, że np. przy All lips go blue
zwrotka daje nadzieję na refren z pazurem, który jednak taki nie jest.
Przynajmniej riffy w tym utworze są ciekawe. Z Love without tears jest w sumie podobnie… Z Tears on tape też… Prawie cała płyta jest taka!
I will be the end of you czy też W.L.S.D wychodzą przed szereg, bo mają w sobie to COŚ, co sprawia,
że dany utwór wchodzi do mojej głowy. Dzięki zespole za te dwie piosenki, bo są
naprawdę dobre! Bardzo, bardzo dziękuję! Ratują album od nijakości… Aczkolwiek
wciąż to nie zmienia faktu, że jako całokształt nie jest on niezwykle
porywający. Nawet porywający. Po prostu pojawia się w odtwarzaczu i znika nie
zostawiając nic po sobie.
To chyba dobrze, że nie ma więcej
piosenek. Całość trwa niecałe czterdzieści minut, a patrząc z perspektywy wielu
innych wydanych w tym roku płyt, to mało. Przed dwa miesiące starałam się
wsłuchać, katowałam, puszczałam od nowa i nic. Nic we mnie nie zostało. Nie
znajdę u siebie przesadnej miłości do zespołu, ale nie czuję też, że kompletnie
mi to nie pasuje. Jestem… obojętna. Dlatego też nie wystawię oceny liczbowej.
Zastanówcie się, czy zależy Wam aż tak, by się zapoznać z tą pozycją. Jeśli
nie, odpuście. Przeczekajcie. Może to kiedyś ona dopadnie Was i będziecie mieli
inne odczucia niż ja.
Mimo iż słucham głównie rocka HIM jakoś nie należy do tego grona. Puściłam sobie teraz kawałek płyty na youtube. Obiektywnie oceniając jest w sumie w porządku, ale nie na moje gusta. :)
OdpowiedzUsuńJa się zastanawiam gdzie ten stary dobry HIM się wybrał, gdzie się podziała jego piekielna wysokość? Już "Screamworks: Love in theory in practice" był średni, ale dało się wynorać kilka świetnych nagrań, ale "Tears on tape" to przy genialnych Venus Doom, Love Metal, czy Razorblade Romance to katastrofa i beznadzieja w czystej postaci.
OdpowiedzUsuńKurczaki! Od jakiegoś czasu zaniedbałem swoją wiedzę z muzycznego świata. Zostaję tutaj, może uda mi się nadrobić :) Póki co, idę słuchać płyty HIM :) Zapraszamy też do nas na http://therecipesfactory.blogspot.com/ gotujemy, czytamy książki, podróżujemy :)
OdpowiedzUsuńMam tę płytę. Również recenzowałam ją na swojej stronie. Niestety HIM się nie popisał. Mimo całej mojej wieloletniej sympatii do tego zespołu, ta płyta wypadła bardzo przeciętnie. A szkoda.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
Miłośniczka Książek
Lubię ich niektóre piosenki :)
OdpowiedzUsuń