niedziela, 9 czerwca 2013

Paramore, Paramore

Po trzech płytach, piosence (a nawet dwóch!) do Zmierzchu i ogromnym sukcesie komercyjnym powracają w nieco podziurawionym składzie. Hayley, Taylorowi i Jeremy’emu udało się utrzymać razem po spięciach z poprzednimi członkami zespołu i stworzyli krążek pełen dojrzałych kawałków, z których aż wypływa smaczny, słodki sok. Nie zapomnieli także o tym, żeby udowodnić, że nadal potrafią się dobrze bawić muzyką, co doskonale słychać w pociesznym Still Into You. Można mnie śmiało wepchnąć do szuflady podpisanej: poznałam Paramore dzięki Belli bez mimiki twarzy i diamentowemu Edziowi. Nie będę się tego wypierać, bo co jak co, ale ekranizacje sagi Stephanie Meyer muzykę mają świetną. Przecież na ścieżce dźwiękowej znajdziemy Linkin Park, Muse, Florence + the Machine czy też Paramore, na którym tutaj się skupiam.
Cieszę się, że nabyłam tę płytę. Naprawdę. Jestem nią kompletnie oczarowana. Przez bity tydzień zdzierałam ją w odtwarzaczu bądź męczyłam na iPodzie, byleby tylko jak najlepiej wsłuchać się w teksty moich ulubionych utworów. Przyznać muszę, że i single i ich teledyski są świetnie wykonane, choć więcej braw należy się jednak Now, piosence, dzięki której zapragnęłam mieć nową odsłonę trio z Franklin. Ale nie tylko o Now się rozchodzi. W poczet moich najukochańszych wchodzą: Fast In My Car, ww Still Into You, Ain’t It Fun, Part II - to te z szybszym tempem, które doskonale służą jako akompaniament do biegania, pląsania czy po prostu wykonywania czegoś z entuzjazmem. Niesamowicie poprawiają mi humor, a i teksty są chwytliwe i ciekawe. So what are you gonna do when the world don’t orbit around you? / Ain’t it fun/ Living in the real world/ Ain’t it good/ Being on your own

Z bardziej ckliwych, wolniejszych, przynoszących odprężenie i dających chwilę na refleksje i głębsze zastanawianie na wyróżnienie zasługują na pewno: Last Hope, czy też Future. To ostatnie pokochałam tak bardzo, że aż przepisywałam tekst, bo w moim wydaniu akurat do numeru siedemnastego ktoś poskąpił. Na początek w miarę spokojnie, z głosami członków zespołu w tle, nieco przytłumiony wokal i aranżacja, aż w pewnym momencie rozkręca się i zostawia słuchacza w otępieniu nawet po ostatnim takcie. Słowa są niewątpliwie piękne, a w połączeniu z muzyką tworzą coś na styl arcydzieła na płycie. Przy którym co wrażliwsi mogą się wzruszyć. To najlepszy kawałek na tytułowej płycie Paramore. I chyba najlepszy z ich wszystkich.

Zdziwiło mnie to, że upchnęli parę interludiów (tak to się odmienia?) pomiędzy dłuższymi utworami. Jest ich dokładnie trójka: Interlude: Moving On, Interlude: Holiday, Interlude: I’m Not Angry Anymore. Wszystkie są stworzone w podobnym klimacie: tylko głos Hayley i gitara akustyczna. Pozwalają się odprężyć i są jak cisza przed burzą, bo potem pojawia się takie Ain’t It Fun i mur spokoju jest zburzony.

Cała płyta mogłaby być puszczana w radiu, bo i zespół pewnie zyskałby większe grono fanów (jakby jeszcze tego potrzebowali..). Po parunastu odtworzeniach ciurkiem nie znudziła mi się i na razie się na to nie zapowiada. Właściwie także dlatego stawiam 5+ i dopisuję przydomek: najlepsza płyta poznana w maju. Dajcie się ponieść szaleństwu głosu Hayley, basom Jeremy’ego i gitarze Taylora . Niech energia będzie z Wami!

18 komentarzy:

  1. Ja poznałam Paramore przez "Zmierzchem" ale tak bardzo mnie nie oczarowali. Mogłam Ci oddać bilet na ich koncert na Impact, bo poszłam ich głównie posłuchać, nawet nie wchodziłam w tłum. Ale koncertem zrobili mi apetyt na nową płytę, to muszę przyznać.

    Teledysk do "Now" jest genialny, a "Still Into You" rzeczywiście pocieszne ;D

    "bo i zespół pewnie zyskałby większe grono fanów (jakby jeszcze tego potrzebowali..)" - Hahaha, chyba jednak potrzebują, bo, uwierz mi, że drugi dzień festiwalu był cholernie dziwny. Czy Ty wiesz, jak mało ludzi na niego przyszło? Czułam się dziwnie, bo zarówno IAMX, jak i Paramore mają wieeeeelu fanów, a na koncercie trochę pusto było o_O

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. żartujesz O___O Cóż, to Polska :D Może u nas nie kochają aż tak bardzo Paramore.

      Usuń
    2. Właśnie nie. Moim zdaniem to wynika, że fani R+, Slayera itp. sa starsi i mogą sobie pozwolić na wzięcie wolnego z pracy i przyjechanie z drugiego końca Polski. Paramore grali w środku tygodnia, a mają raczej młodszych słuchaczy...

      Usuń
    3. Ach, racja, zapomniałam, że to było w środku tygodnia :) Może i masz rację.

      Usuń
    4. Pewnie tak było - plus bilety tanie nie były, a wiadomo, że ktoś kto słucha Paramore nie słucha od razu Asking Alexandria, Marsów i IAMX. Znaczy, no ja słucham, ale zdarza się to rzadko chyba :D

      Usuń
  2. Ja pokochałam Paramore dość dawno i to wcale nie przez ich "Decode" do Zmierzchu. Można by powiedzieć, że wtedy zniesmaczyli mnie, tak samo jak cały ten szał na słodziutkich Bellę i Edzia. Ich przedostatnia płyta jest jedną z moich ulubionych, tak samo jak "Riot!". A "Paramore" utwierdziło mnie w tej muzycznej miłości do końca. I tak jak "Now" mi się już nieco znudziło, tak "Still Into You" oraz "Fast In My Car" mogę słuchać całymi dniami. Płyta z pewnością zasługuje na dłuższą chwilę uwagi oraz na zostawienie jej trochę miejsca na półce :)
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ja mam tak samo :D Paramore znam od pierwszej płyty ^^

      Usuń
  3. Też Paramore poznałam jak obejrzałam Zmierzch i przynajmniej mam jakieś ciekawe wspomnienie z tym, jak jeszcze pałałam wielką miłością do wampirów. I ogólny szał na to był. Nie słucham ich często ale lubię, właśnie dzięki Twojemu wpisowi się dowiedziałam, że wydali nową płytę i sobie właśnie ją przesłuchuję - Now jest serio świetne. Głos Hayley jest taki charakterystyczny i można go słuchać w nieskończoność. :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Też poznałam Paramore przez "Zmierzch". Był okres czasu kiedy słuchałam tylko ich piosenek. Potem mi przeszło, ale chyba zacznę na nowo :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Właściwie to nawet nie wiem kiedy poznałam Paramore, choć Zmierzch chyba też miał w tym pewien udział. No a płyty jestem bardzo ciekawa, więc prędzej czy później na pewno będzie moja ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. Strasznie mi się ta płyta podobała, a zobaczyć Paramore na żywo to coś naprawdę niesamowitego! :D

    OdpowiedzUsuń
  7. Niestety nie widziałam jeszcze Paramore na żywo (się tego ,,jeszcze" trzymam ;), ale jestem ich fanką. Pamiętam, jak po raz pierwszy wpadłam na Misery Business, to było coś! ;)

    OdpowiedzUsuń
  8. Uwielbiam Paramore, ale ta płyta niestety trochę mnie zawiodła. Chciałbym, żeby wrócili do czasów takich jak "Riot". Och, to było coś!

    OdpowiedzUsuń
  9. Ostatnio słucham w kółko "Still Into You" :D strasznie mi się wkręciło :)

    OdpowiedzUsuń
  10. Weszłam na Twojego bloga przypadkiem i już Cię uwielbiam ! :D
    Ja Paramore też poznałam przez Zmierzch ale później pokochałam je całym sercem :P
    Na koncercie jeszcze nie byłam, ale mam nadzieję, że to się zmieni kiedyś. Co do płyty, obawiałam się jej trochę ale teraz uwielbiam ją ! :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...