Podobnie jak dzieło Stanleya Kubricka, 360. Połączeni to nowoczesna i stylowa panorama związków międzyludzkich, które składają się na wyrazisty, pełen napięcia i autentycznych wzruszeń (jaaasne!) obraz miłości w XXI wieku. Decyzja przystojnego biznesmena, który zdoła oprzeć się pokusie i pozostanie wierny swojej żonie, wywołuje nieoczekiwaną serię zdarzeń, mającą miejsce w tak odległych od siebie zakątkach świata, jak Wiedeń, Paryż, Londyn, Bratysława, Rio i Denver. Każdy z bohaterów przeżywa chwile miłosnych uniesień i dotkliwych dramatów, które równoważy zadziwiająca dawka ironii losu i humoru sytuacyjnego (ironia losu była, humoru jakoś nie dostrzegłam).
Jesteśmy zachęcani do obejrzenia nowego filmu Fernando Meirellesa paroma nazwiskami i wycinkami z recenzji New York Times czy też The Hollywood Reporter. W opisie 360. Połączeni jest porównywany do dzieła Stanleya Kubricka. Jak ja nie lubię takich porównań! One zazwyczaj zamiast przyciągać odpychają, a za oglądanie obrazu zabrałam się tylko dzięki roli Jude Lawa, którego bardzo lubię. Ponownie zapomniałam, że mam się nie sugerować opiniami z okładki. Gdyby film okazał się świetny, to i może bym się tym nie przejmowała. W momencie, w którym piszę te słowa, żałuję, że nastawiałam się, że się wciągnę.
Głównym problemem jest to, że reżyser przedstawia widzowi parę jak nie paręnaście wątków. W ciągu 90 minut próbuje przekazać, że każdy wybór, każda decyzja może zmienić życie kogoś innego i wywołać ciąg nieprzewidzianych zdarzeń. To uświadamiamy sobie na samym końcu, kiedy dostrzegamy ogrom następstw chwilowej słabości Michaela Daly’ego. Niestety niemożliwością byłoby przedstawić każdą postać dogłębnie i z osobna, dlatego otrzymujemy tylko nikłą wiedzę, kto jest kim. Dodatkowo także informacje te wpadają do naszej głowy tak chaotycznie, że wyłapujemy tylko co drugą.
Jeśli przymknę oko na ten chaos, to nie zaprzeczę, że te 90 minut było miłe dla oka. Ładne ujęcia budzące niepokój i pobudzające wyobraźnię zostawiały trochę miejsca dla interpretacji widza. Nic nie było pokazane w 100%, a mózg rozpoczynał grę domysłów. Tylko co z tego, skoro i tak potem miałam problem z wykoncypowaniem jeszcze czegoś głębszego w filmie? Aktorzy byli marionetkami w rękach twórców, by pokazać ten GŁÓWNY przekaz. Nic więcej. I nic mniej.
Cieszy mnie jednak obsada. Anthony Hopkins, Jude Law, Rachel Weisz czy też Gabriela Marcinkova, moje nowe odkrycie. Mam nadzieję, że zobaczę ją gdzieś jeszcze (gra w Byzantium, które jeszcze nie miało u nas premiery). Nie jestem zachwycona. Jest to dobrze nakręcony film, ale nie słyszałam w głowie fanfar, nie byłam zachwycona. W pewnym momencie sięgnęłam po książkę, bo niektóre wątki kompletnie do mnie nie trafiły. Zachęcam do zapoznania się z trailerem, może on do Was przemówi. Moja ocena 3.
Coś jest w tym filmie, że chce się go obejrzeć. Ja obejrzę, ale czy mi się spodoba to nie wiem.
OdpowiedzUsuńMam. Zobaczymy, ocenimy.
OdpowiedzUsuń