czwartek, 15 sierpnia 2013

BioShock: Infinite



Dziewczyna z brakującym fragmentem palca

Oślepiający blask. Wszystko nienaturalnie oświetlone. Trudno się do tego przyzwyczaić. Na początku było w miarę spokojnie, choć złe przeczucia przyczaiły się w kącie. Sztorm, płynę łódką do latarni na morzu. Mam znaleźć dziewczynę i dostarczyć ją zleceniodawcy, a moje przewinienia zostaną zapomniane. Dobra. Da się zrobić. Już po przekroczeniu progu wiem, że coś jest nie tak. Bardzo nie tak. Wchodzę na górę, zasiadam w dziwnym fotelu i . . . Nie wiem, gdzie jestem. Na pewno nie tam, gdzie wsiadłem. Potrzebuję chwili, żeby moje oczy zaakceptowały jasność docierającą ze wszystkich stron. (Och, jak dobrze, że przezornie zmniejszyłam jasność w ustawieniach i teraz mój narząd wzroku nie krwawi!) Odbicie dziewczyny wydaje się być łatwą robotą. Tylko że… Tylko że potem następują pewne komplikacje. Ta praca jest za dziwna. Coś jest na rzeczy. Jestem z nią jakoś związany. Tylko jak? Na imię mi Booker DeWitt, jestem głównym bohaterem BioShock: Infinite.

Do mojej dyspozycji miałam parę broni i magiczny hak, którym mogłam rozkwaszać twarze wrogów. Co najlepsze, zwiedzając Columbię zdobywałam wigory. W sumie jest ich osiem. Possesion, Devil’s Kiss, Murder of Crows, Bucking Bronco, Shock Jockey, Charge, Undertow, Return to Sender. Uwielbiam kombinację Undertow (woda) I Shock Jockey (prąd), a jak przeciwnik nadal nie zszedł, to atakowałam go hakiem i był z głowy. Na początku bawiłam się też Devil’s Kissem, ale jednak.. Nie. Mało używałam Possesion, Murder of Crows i Bucking Bronco. Były dla mnie niepraktyczne i nieprzydatne. Jeśli chodzi o przeciwników, to irytował mnie Handyman – przez niego najczęściej ginęłam. Potyczki z Zealot of the Lady to czysta przyjemność – mogłam z nim walczyć wręcz (za pomocą haka i wigorów), a on ciągle znikał i pojawiał się gdzie indziej robiąc szarżę.

Niekończąca się amunicja, kończące się sole…

Nie miałam wmontowanego radaru na wrogów, więc wskaźnikiem, czy wybiłam wszystkich była muzyka (przy walce się zmieniała na taką bardziej energiczną a i wnerwiającą). Elizabeth za każdym razem chowała się gdzieś i rzucała mi zdrowie, amunicję i sole (sól napędza wigory). Tego, co mi było najbardziej potrzebne, czyli soli, brakowało zawsze. Pewnie dlatego, że to BioShock: Infinite to FPS z elementami gry fabularnej, a ja jednak preferuję walkę wręcz, a nie strzelanie na oślep (bo i tak zwykle nie trafię…). Tak więc wigorów używałam w ostateczności bądź na mocniejszych wrogów, z którymi nie mogłam poradzić sobie hakiem.
Witam, przyszedłem Pana zabić.
Czego mi zabrakło? Większej otwartości świata. Tu musiałam iść z fabułą, nie miałam żadnych misji pobocznych, tylko idź, zrób to, tamto, skończ grę. Twórcy prowadzili mnie za rączkę. O ile na początku strzelania nie było za dużo, tak później co drugi krok ktoś chciał mnie zabić (ach, nie ma to jak być the False Shepard), uszkodzić, ukraść Elizabeth. Nie spodziewałam się epickiego zakończenia – może dlatego, że wszelkie ziarenka, na które trafiałam w trakcie gry zupełnie nie wzbudziły mojego zainteresowania. A tu nagle bach, to, co się działo po większości strzelanek dosłownie wgniotło mnie łóżko. Długo nie mogłam się otrząsnąć po wydarzeniach, może dlatego, że komuś zachciało się bawić w światy równoległe. Tak, zakończenie to zdecydowanie najlepsza część całej gry
.
Jaka ładna Tear do innego świata! Chodź, Booker, idziemy…

Parę razy wpakowaliśmy się taką wyrwę do innej rzeczywistości. Ogółem są one bardzo przydatne, najczęściej prosiłam o pęknięty hydrant (Elizabeth ma skilla w otwieraniu takowych), a potem trzask Shock Jockey’em i przeciwnik z głowy. Co smutne, w trakcie rozgrywki trochę się nudziłam. Co chwila do kogoś trzeba było strzelać, przed kimś uciekać, gdzieś iść. Brakowało mi chwili wytchnienia, tak jak wyżej wspomniałam, chciałam pochodzić, popatrzeć, pozwiedzać. Niestety nikt mi na to nie pozwolił. Nad tym ubolewałam najbardziej. Bardziej niż nad dziwnymi fakturami roślin czy też nudnym NPC, którym brakowało życia.

BioShock: Infinite nie zachwycił mnie tak, jak Batman: Arkham City, ale to nadal bardzo dobra gra, przy której spędziłam parę godzin. Graficznie można by zmienić parę rzeczy, urozmaicić fabułę, muzykę i mechanizmy postaci, ale ogółem jest ok. Stawiam 4+, głównie za to świetne zakończenie, o którym wciąż myślę, choć rozgrywkę skończyłam parę tygodni temu. Och, jeszcze poddałabym poważnemu zabiegowi korekty Elizabeth, która jeśli się nie chowała, to właziła mi pod stopy, lub rzucała monetą. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że przez większość czasu przeszkadzała…

Grałam na: PS3
Czas: chyba 10 godzin
Stopień zadowolenia: może być
Wkurzyło: nuda w środku, Elizabeth
Na sklepowych półkach od: 26.03.2013
Odpowiedzialni: Irrational Games, 2K Games

5 komentarzy:

  1. Rzadko gram w jakieś gry i jak już, to nie mam ich za wiele. I to tylko w popularne gry typu Assasin's creed. Ale ta gra wydaje się też być ciekawa, jeśli znajdę wersję na xboxa360 to kupię. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. ja raczej nie grywam w gry - brak czasu i zainteresowania...raczej nie dla mnie :(

    OdpowiedzUsuń
  3. Jestem masochistką, bo przeczytałam tę recenzję. I nie posiadam żadnego sprzętu umożliwiającego mi granie w takie gry (nawet jedyny laptop jest zbyt stary i po prostu nie pociągnie takich gier, sprawdzałam). ;__; Pomijając fakt, że ja zwyczajnie grać nie umiem, ekhem. Niemniej jednak straaasznie lubię gry :3 Bioshock brzmi świetnie, chociaż ten brak wytchnienia może męczyć, co? C:

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeszedłem mniej więcej 2/3, skasowało mi w magiczny sposób połowę sejwów (achievementy zostały) i musiałbym znowu zaczynać w mniej więcej 1/3... Szczerze mówiąc nie chce mi się. Gra jest dość... Nudna. Skończę chyba tylko dlatego, że poznać owo mityczne, genialne zakończenie, ale gameplay moim zdaniem odstaje nawet od stareńkiego Bioshocka 1 :( Szkoda, ochom i achom nie było końca, a jak dotąd to dla mnie duże rozczarowanie.
    Na plus na pewno Izabel i masa smaczków.

    Całe szczęście, że grę pożyczyłem od znajomej, zamiast inwestować w Infinite zakupię gdzieś po taniości Dishonored :)

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...