czwartek, 22 listopada 2012

Sting, 21.11.2012, Łódź [Back to Bass Tour]


Kiedyś nie sądziłam, że wybiorę się na koncert Stinga. Nie chodzi o to, że go nie lubię, ale po prostu mało grzebałam w jego twórczości. W pewnym momencie, wyszukując ciekawych muzycznych nowinek natrafiłam na wiadomość, iż w łódzkiej Atlas Arenie wystąpi Sting, a dwa dni po nim formacja Muse. Iść, czy nie iść… Na jeden, czy na dwa? Wygrał Sting. I to nawet lepiej, bo koncert Muse bodajże odwołano. Mam miesiąc czasu na chociaż pobieżne przypomnienie sobie jego największych przebojów.

Tydzień przed Wielkim Dniem – nawiedzona zostaję przez dziwną ekscytację. To zaczynam wyszukiwać jego randomowe piosenki i się z nimi lepiej poznawać. Englishman in New York, Desert Rose czy Roxanne – to huczało w moich głośnikach. Dzień przed – ostatnie przesłuchanie ukochanych Fields of Gold. Dwie godziny przed - o! Już otworzyli wejście! Ciekawe, ile tam jest osób. Godzina przed – o, jeszcze godzina. E, wcale nie ma tłumów. O, jaka ładna, kusząca barierka! Przycupnę sobie. 20:00 – gdzie jest Sting?! Tłum szaleje. Fale na trybunach. Krzyki. Gwizdy. Siedem minut później – o, co oni tak krzyczą? Czyżby Sting? O! Sting! Nic nie widzę…

Tak. Właśnie. Nic nie widziałam. Przed połowę pierwszej piosenki. Bo potem wycwaniłam się i dokonałam emigracji na koniec płyty. A tam, luźno, luz, blues i orzeszki, można popląsać, jeśli ktoś tego pragnie, można pośpiewać, nikt na nikogo nie wpada. Atmosfera z tyłu była boska! Gwiazda wieczoru zaczęła If I Ever Lose My Faith In You.  To już był początek procesu zdzierania gardła. Piosenkę zakończono gromkimi brawami wielotysięcznej widowni (nie żartuję! Ludzi od *ykhym*, a jeszcze na płytę trochę by się ich zmieściło). I potem, tak trochę znienacka, Englishman in New York. I radość na mojej twarzy. Śpiewamy razem ze Stingiem refren, każdy w miarę swoich możliwości (czyt. na tyle, ile kojarzył tekst). I potem powoli ilość piosenek zlała się w jedno. Gdzieś przy czternastej straciłam rachubę. A zagrał ich około dwudziestu.
Taaakie tłumy!

Dwadzieścia piosenek. Dwie godziny głośnej muzyki. Ból kolan. Ale to nie ważne. Warto było poświęcić pieniądze na DROGIE bilety. Warto, ale bilety mogły być tańsze. Jednakże, koncert Stinga to duże wydarzenie. I trochę czasu minie, zanim kolejna gwiazda jego formatu do Łodzi przybędzie. Wracając do samego koncertu – jaki on ma mocny głos! I ten koncert to było mistrzostwo! Na Message in the Bottle coś we mnie dźgnęło. Na Fields of Gold, mojej najukochańszej piosence łzy zaczęły tak niepozornie lecieć. Pary ruszyły do wolnego tańca.  Na Shape of My Heart też można płakać, bo to kolejny wzruszający utwór. Wykonanie Roxanne i czerwone światła – tego nie da się opisać słowami. Cała widownia, zgodnie, na prośbę, śpiewała razem z nim. I cała widownia pewnie nie zapomni tego do końca życia.

Co więcej, po parunastu piosenkach, kiedy to wokalista i jego zespół stoczyli się ze sceny, część ludzi zaczęła wychodzić. To był błąd. Reszta, ta co została, of course zaczęła krzyczeć. I Sting wrócił. Razem z Desert Rose. Potem dał nam to, co każdy powinien kojarzyć – Every Breath You Take. I znowu zszedł. I ludzie znowu ruszyli do wyjść. A Sting ponownie wraca i ponownie gra …

Ponarzekać mogę trochę na organizację w Arenie, na utrudnienia na parkingach, na ścisk na ulicach, na słabe oznakowania. Ale sam występ to cudo. Wzruszające Fields of Gold, End of the Game, energiczne Roxanne, świetny głos Stinga, dobry dobór utworów, niezły zespół. Właśnie dlatego uwielbiam koncerty. Emocje są zawsze świetne… To uczucie, kiedy widzisz wykonawcę, którego lubisz na żywo. Kiedy możesz z nim zaśpiewać… I jak tak wczoraj pomyślałam, że to już koniec, że czas już wyjść, to mi się smutno zrobiło. Na pewno nie zapomnę tego dnia. I mogę powoli tworzyć listę koncertowych marzeń. Kiedyś spełnię je wszystkie!

[Zdjęcia z Gugla]

8 komentarzy:

  1. WOW, aż normalnie Ci zazdroszczę, chciałabym usłyszeć Desert Rose na żywo *_* A Every Breath You Take uwielbiam <3 Opowiesz mi więcej jak się spotkamy, prawda?? :)) Wtedy to na bank umrę z zazdrości :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Opowiem, opowiem :D Nie no, ja się już pod koniec bulwersowałam, że nie było Desert Rose, a w bisie nr 1 zagrał. Jednak Fields of Gold mnie zmiotło <3

      Usuń
  2. WTF?! Jak koncert Muse odwołano?! :D :D :D :D Odbędzie się, z resztą to już jutro i ja nie mogę się doczekać :D

    OdpowiedzUsuń
  3. byłam tam....i też ryczałam i nadal nie moge do siebie dojść po tym koncercie....Pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  4. Ooo! I się nie chwaliłaś :P Co prawda nie słucham Stinga jakoś namiętnie ale i tak zazdroszczę :P

    OdpowiedzUsuń
  5. Koncerty mają jednak to coś w sobie :P

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...