poniedziałek, 15 października 2012

Jak chcieć to móc. Historia Julii Marcell w II aktach

Popełniłam pewne coś... Chyba jest to artykuł. Pisałam go z myślą o ActionMagu, ale na bloga także nim zarzucę, bo w sumie jestem dumna z siebie. A jaki jest cel? Przybliżenie Wam postaci Julli Marcell ;)
~*~



PROLOG:
EP’ka Storm. 2007 rok. Młoda polska wokalistka, Julia Marcell, komponująca od 14 roku życia wreszcie decyduje się na wydanie swoich pięciu utworów. Sama. I co z tego wyszła? Wspaniała, ale to wspaniała EP’ka. Pięć niepozornych piosenek pełnych fortepianowych brzmień i ciekawych tekstów wyśpiewywanych mocnym głosem Julii. Ale dlaczego już wtedy nie stała się ona sławna? Trudno powiedzieć. Może wpływ miało na to fakt, że do wielu ludzi taka muzyka nie dociera, nie rozumieją jej piękna. Bo Julia już Storm pokazała, że gra inaczej, ale nie zaprzeczała, że inspirowała się Reginą Spektor.

Twin Hearts, Storm i The Roads to najciekawsze piosenki z EP’ki. Accordion Player i Jack the Ripoff nie brakuje uroku, ale jednak w tych wyżej wymienionych trzech jest jakaś magia, która wkrada się w serce słuchacza i w nim zostaje.

Storm to dobry początek. Ale właściwą karierę Julia zrobi trochę później… I tym akcentem możemy przejść do …

AKT I, w którym Julia wydaje pierwszą dłuższą płytę:
Październik 2007. Julia za pomocą strony Sellaband postanawia zebrać kwotę 50000 dolarów, która umożliwi jej nagranie longplaya. I zebrała tę kwotę. W taki sposób powstał jej debiutancki album, It Might Be Like You. Utrzymuje nastrój EP’ki dzięki klawiszowym i skrzypcowym aranżacjom, ale powoli także zaczyna odchodzić w stronę tego, co zaprezentuje na June, dlatego It Might Be Like You jest dla mnie płytą przejściową pomiędzy dwoma stylami, w których prezentuje się wokalistka.

12 piosenek, z których nie wszystkie zdobywają serca. The Story, Married to Life, Billy Elliot, Dancer, Carousel czy Fear od Flying to najlepsze z nich. Potencjał miało także Outer Space, ale irytuje nieco linia instrumentalna, mnie po prostu nie podchodzi rytm tego utworu. Jest taki nijaki, szczerze pisząc.

It Might Be Like You nieco mnie zawiodło, może też dlatego, że przygodę z wokalistką zaczęłam od June, co jest kompletnie różne od pierwszej płyty Julii.

Takim sposobem doszliśmy do…

AKT II, w którym Julia wydaje drugą płytę i zdobywa masę fanów:
Październik 2011. Julia stała się wokalistką świadomą swojego głosu i umiejętności. Z taką wiedzą zaczyna tworzyć materiał na nową płytę. Materiał, którego albo się kocha, albo się go nienawidzi. Nie można być pomiędzy. Jest to tak wyjątkowa płyta, że żeby ją polubić musiałam się głębiej wsłuchiwać. I udało mi się, i to właśnie w tym momencie pokochałam Julię. Za co? Za rytm, za power, za głos, za ciekawe aranżacje. Za to, że trochę przypominała mi inne wokalistki, które bardzo lubię i szanuję.

Już na wstępie dostajemy po głowie mocnym rytmem, bo płyta zaczyna się od June. Potem Matrioszka, Since, CTRL. CTRL to dziwna piosenka, jedyna, która mnie nieco irytuje na płycie. Po CTRL nieco niedoceniany utwór, Gamelan, który wcale nie odchodzi od konwencji całego krążka. Jeden z lepszych, śmiem zauważyć.  Potem chwila odpoczynku, czyli krótkie przejście instrumentalne i Echo! Najwspanialsza piosenka w karierze Julii, uwielbiana przez fanów. Dowodem tego może być to, że na jej łódzkim koncercie wszyscy krzyczeliśmy, żeby właśnie tę piosenkę zaśpiewała na koniec. I my zaśpiewaliśmy z nią. Echo to pełen metafor utwór, którego zrozumienie jest nie lada wyzwaniem. Po Echo nadchodzi I Wanna Get On Fire, najbardziej zagadkowa i niepokojąca piosenka z całego krążka. Ma w sobie coś magnetycznego, coś, co sprawia, że słuchaczowi przechodzą ciarki po plecach.  Crows i Shhh, mocne, taneczne utwory, przy których nasze kończyny nie mogą ustać w miejscu. I na zakończenie spokojniejsze Aye Aye, kolejna perełka na płycie, szkoda także, że kolejna niedoceniana.

Sukces June przyczynił się do tego, ze otrzymała Paszport Polityki w kategorii Muzyka Popularna, Fryderyka w kategorii Album roku: muzyka alternatywna i 6 innych nominacji do Fryderyków.

EPILOG:
Na łódzkim koncercie, Julia w prezencie zagrała nam swoje dwa nowe utwory, jeszcze nigdzie nie publikowane. Widać w nich wpływy poprzednich wydawnictw, ale sądzę, że otworzą kolejny rozdział w twórczości artystki.

Julia jest mega pozytywną osobą, widać, ze kocha to, co robi. To się chwali. Dlatego z niecierpliwością oczekuję jej kolejnego koncertu w moim rodzinnym mieście, kolejnej płyty i … Idę zasłuchiwać się w jej niezwykłych utworach i zachęcać moje otoczenie do czynienia tego samego. 

1 komentarz:

LinkWithin

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...