Pasażer statku, z utęsknieniem wyglądający końca podróży przez Pacyfik w 1850 roku; wydziedziczony kompozytor, usiłujący oszustwem zarobić na chleb w Belgii lat międzywojennych, dziennikarka-idealistka w Kalifornii rządzonej przez gubernatora Reagana; wydawca książek, uciekający przed gangsterami, którym jest winien pieniądz; genetycznie modyfikowana usługująca z restauracji, w oczekiwaniu na wykonanie wyroku śmierci; i Zachariasz, chłopak z wysp Pacyfiku, który przygląda się, jak dogasa światło nauki i cywilizacji – narratorzy Atlasu Chmur słyszą nawzajem swoje echa poprzez meandry dziejów, co odmienia ich los zarówno w błahym, jak i w doniosłym wymiarze.
Żebym
nazwała jakąś książkę arcydziełem, powinnam po lekturze zostać z otwartymi
ustami. Z zachwytu oczywiście. I, ku mojemu zaskoczeniu, Atlas Chmur spokojnie mogę okrzyknąć arcydziełem. I być może
najlepszą książką tego roku, jaką przeczytałam. I żałować też mogę, że dopiero
teraz po nią sięgnęłam. A zapowiadało się tak monotonnie… Pan Ewing płynie
sobie statkiem, co jakiś czas historia urozmaicona jest jakimś wydarzeniem,
język pełen archaizmów, kropka w kropkę, jakby naprawdę ta historia powstała w
XIX wieku. Męczyłam się i męczyłam, aż w końcu, ze szczątkami nadziei, dotarłam
do motywu Listów z Zedelghem. I się zakochałam. W książce. I w opowieści
Roberta Frobishera. Wciągnięta już, musiałam się z nim rozstać na rzecz Luisy Rey.
Znowu ciekawie, potem Tim Cavendish – najbardziej humorystyczny wątek w całej
powieści. A po Timie, Sonmi-451. Jako że, z natury uwielbiam sci-fi, mogłam
przewidzieć, że mi się spodoba. I to kolejna historia, po Listach, którą
czytałam z zapartym tchem. A na koniec, jak to nazwałam, klin, czyli Bród
Slooshy. Dziwny to rozdział, oj dziwny, zaskakuje językiem…
I
tak akcja co chwila przeskakuje. Ja tu już zdążyłam się wciągnąć, a nagle bach,
i inna historia. Oczywiście łączą się one różnymi szczegółami i wszystkie mają
jeden główny motyw – chęć dążenia rasy ludzkiej do władzy i późniejsze tego
następstwa. Ukazane jest to tak, że czytelnik widzi, że nie ważne jest, ile
czasu minie, ludzka natura pozostaje niezmienna. Zmianom ulegają tylko realia i
to, do czego istota może się posunąć, aby zdobyć bogactwo / władzę.
Każdy
rozdział żyje własnym życiem. David Mitchell jest geniuszem. Może nawet więcej.
Dla niego nie istnieje coś takiego jak gatunek. Zbitek różnych form w jednym
tomie, od pamiętnika, przez listy do wywiadu sprawiają, że czuć to
urozmaicenie, że NIGDY nie można być pewnym, że coś się stanie. Magia ukryta w
słowach, w zdaniach, pozwala nam na odkrywanie starożytnych prawd. Pełno sentencji,
nie, nie żartuję i nie przesadzam – cały mój egzemplarz jest w samoprzylepnych
karteczkach.
Prawdą
jest, że książka jest lepsza od filmu. A skoro film był świetny, to jak
określić książkę? Nawet arcydzieło to za mało. Dzieło ponadczasowe też. Wiecie,
brakuje mi w tym momencie trafnych słów, które by przekazały wszystko, co mi w
mózgu siedzi. Za dużo odczuć, za dużo emocji. Śmiałam się i płakałam zarazem.
Wyzywałam autora (zły autor, zły autor, jak mógł zrobić to i to?!), a potem mu
dziękowałam, że napisał coś tak wspaniałego.
Chcę
więcej takich książek! Chcę więcej niepowtarzalności, tak osobliwych związków
przyczynowo-skutkowych, takich bohaterów, obok których chciałabym żyć! Więcej
tak pięknych, ale to przepięknych wątków miłosnych, na których płakałam nie
raz. I które wyryte w mojej pamięci zostaną na zawsze i będą mi przypominać, że
nie tylko ja mam problemy. Uczta dla czytelnika. Istna uczta dla oczu i
wyobraźni, dla naszych umysłów. Granice i jakiekolwiek ograniczenia nie mają
szansy na istnienie. Zastanawiam się nawet, czy Mitchell na pewno jest
człowiekiem… Może i on i Murakami nadeszli z chmur i wtopili się w ludzkość –
może szerzą swoje historie w jakimś celu. Nie wiem. Choć wiem to, że Atlas
Chmur zapamiętam na zawsze. Przez to zaskakujące zróżnicowanie. I może przez
to, że moja wyobraźnia odkryła niezbadane dotąd zakątki. Książki czasem
zmieniają czytelnika i ta jest doskonałym przykładem takiego zmieniania. Ktoś
może wyśmiać tę wszechobecną reinkarnację, może zmieszać powieść z błotem, może
i o gustach się nie dyskutuje, ale to byłaby istna ignorancja. Lub
niezrozumienie. Nie mam dla książki skali! Nie mam dla książki skali! Ocena
niemożliwa, bo śmiertelnik nie ogarnąłby umysłem tak dużej liczby!
PS: Kupiłam z okładką filmową.. I teraz zaczynam żałować. A tym bardziej, że na boku książki pojawił się jakiś dziki ślad od wody. Nieeeee~! To chyba znak, że trzeba nabyć wydanie z Uczty Wyobraźni!
Świetna recenzja, co prawda jestem dopiero w połowie książki, ale już mogłabym się podpisać pod tym co napisałaś.
OdpowiedzUsuńTo moja radość tym większa, bo książka czeka już na swoją kolejkę. Oby i mi się tak bardzo spodobała :)
OdpowiedzUsuńOjaaa, cieszę się, że ta książka jest tak dobra, bo w związku z ekranizacją, postanowiłam ją przeczytać i chcę to zrobić w tym miesiącu :D "Atlasu chmur" właśnie czeka na półce i mam nadzieję, że szybciutko będę mogła po niego sięgnąć! Aaach, nie mogę się doczekać :)
OdpowiedzUsuńNo to nie ma siły - sięgam!
OdpowiedzUsuńJeśli ktoś nazywa tę książkę arcydziełem, to od razu zapisuję ją na swoją listę. A to nie pierwszy raz, kiedy słyszę podobną opinię o Atlasie chmur, więc bez wątpienia muszę to przeczytać :)
OdpowiedzUsuńWeź nic mi nie ów, ja też kupiłam z okładką filmową i też jestem wkurzona :P Ale książkę chętnie przeczytam, bo zapowiada się prawdziwa uczta literacka :))
OdpowiedzUsuńwybacz, że recenzje przeczytałam tyko pobieżnie, ale książka ma do mnie dojść w najbliższym czasie i nie chciałaby się sugerować twoją opinią :), ale mam nadzieje, że mnie też zachwyci :)
OdpowiedzUsuńCoraz bardziej chcę przeczytać tę książkę! Zapowiada się wspaniale i co najważniejsze oryginalnie. Będę musiała ją zakupić w najbliższym czasie :)
OdpowiedzUsuńZastanawiam się nad tą książką. No ale skoro piszesz, że arcydzieło, no to chyba jednak powinnam się skusić :)
OdpowiedzUsuńJa nie mam przekonania ani do filmu, ani do książki, ale może sięgnę.
OdpowiedzUsuńSięgnij! Tylko nie zraź się po pierwszym rozdziale - masakra, przebić się przez to ciężko, ale warto dla późniejszej treści :)
UsuńZapamiętam :)
UsuńKsiążkę bardzo chcę przeczytać a na film też się wybieram :)
OdpowiedzUsuńRecenzja świetna! Ale mimo, że wszystko brzmi nader kusząco, to ja jednak spasuję :D
OdpowiedzUsuńTy zUa istoto! :D
Usuń