Piętnastoletni Kafka ucieka z domu przed klątwą ojca na daleką wyspę Shikoku. Niezależnie od niego podąża tam autostopem pan Nakata, staruszek analfabeta umiejący rozmawiać z kotami, oraz młody kierowca z końskim ogonem, lubiący hawajskie koszule. Ojciec Kafki zostaje zamordowany i wszystkich trzech poszukuje policja. Po spotkaniach z zakochaną w operach Pucciniego kotką Mimi, Johnniem Walkerem i innymi fantastycznymi postaciami bohaterowie trafiają w końcu do tajemniczej prywatnej biblioteki, w której czas się zatrzymał. Nocami odwiedza ją duch młodziutkiej dziewczyny w niebieskiej sukience…
Po spokojnym i w miarę
ustatkowanym Norwegian Wood nie
sądziłam, że znów wpakuję się do rwącego strumienia, jakim jest szalona i
nieujarzmiona wyobraźnia autora. Deszcz pijawek? Proszę bardzo. Staruszek analfabeta
rozmawiający z kotami? Nic trudniejszego. A może… a może pół cienia? Żaden problem.
Pod względem wydarzeń nietypowych Kafka
nad morzem prześciga trylogię 1Q84
(w trakcie czytania myślałam, że jej już nic nie przebije…). Teraz mogę
powiedzieć, że już nic mnie w życiu nie zaskoczy. O ile nie trafię na jeszcze
bardziej pokręconą historię wymyśloną przez Murakamiego.
Tutaj język wydał mi się dość
toporny i przyznam, że momentami potrzebowałam siekiery, żeby się przez niego
przedrzeć, ale jak już się raz wciągnęłam to nawet pożar by mnie nie odciągnął.
Zdecydowanie jednak pod koniec, zamiast niecierpliwie oczekiwać rozwiązania
sytuacji, niecierpliwie oczekiwałam momentu, kiedy będę mogła spocząć w
spokoju. Wydarzenia wydawały mi się tak nieprawdopodobne, że nawet mnie ciężko
było w nie uwierzyć. I nie ważne, czy czytałam o sytuacji Kafki czy pana Nakaty
i Hoshino, nadal chciałam to szybko zakończyć. Autor poddał mnie wielu próbom
wytrwałości i wierności, nie raz mnie kusiło (na samym końcu!), by książkę
odłożyć i trochę poczekać, ale byłam silna i nie dałam się tak łatwo.
Biorąc pod uwagę objętość i
natłok zdarzeń zawartych na tych sześciuset stronach, uznać muszę, że to
najcięższa jego powieść, jaką dotąd czytałam. Była dla mnie największym
wyzwaniem, bo jest pełna symboliki i nietypowych postaci, złudzeń, metafor. W jednym
momencie myślałam, że wiem, jak ta potyczka się zakończy, zaraz potem już
niczego nie byłam pewna. Ogółem niektóre moje podejrzenia się sprawdziły, choć
nie wszystko zostało porządnie wyjaśnione. Dlatego też, mózgu, kombinuj, dorób
własną wersję wydarzeń, bo inaczej ta niewiedza będzie mnie dręczyć do końca
mych dni.
I teraz ponownie przez najbliższe
pół roku nie tknę jego powieści. Nie potrafię ich czytać ciurkiem. Nie chcę,
żeby zlały się w jedność. Chcę je konsumować powoli, ze smakiem, przyswoić jak
najwięcej, nie uronić ani słowa. Dlatego taka przerwa. (O czym mówię, kiedy mówię o bieganiu się nie liczy!) Oceny
liczbowej w tym wypadku nie chcę wystawiać. Kafka
nad morzem to coś, co każdy czytelnik odbiera inaczej. Może zrozumieć w
inny sposób. Może ocenić w jeden sposób. Pewna jestem jedynie tego, że w
przypadku Kafki każde odczucia czytającego są inne, niepowtarzalne.
Nie miałam jeszcze styczności z twórczością Murakamiego, ale z tego co wiem jego książki są kierowane raczej do dorosłej publiczności, więc nie wiem czy i co w takim razie przeczytać.
OdpowiedzUsuńA co do przedmiotu recenzji. Rzeczywiście brzmi to wszystko nieprawdopodobnie. Szczególnie ten deszcz pijawek.. ;)
Powiem szczerze, że interesująca książka, ale nie jestem do końca przekonana co do jej przeczytania.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam+ zapraszam na:http://naszksiazkowir.blogspot.com/
Dużo słyszałam o tym autorze i już od dawna mam w planach jego książki. Ale chyba na początek sięgnę po inną jego powieść.
OdpowiedzUsuńUwielbiam książki Murakamiego, ale też nie potrafię czytać ich jednej po drugiej. Próbowałam tak z 1Q84, przeczytałam drugi tom dwa miesiące po pierwszym, a trzeci zaraz po drugim i na razie mam odwyk - z moją głową zaczęły dziać się niepokojące rzeczy ;) Książki Murakamiego zaliczane są często do fantastyki, właśnie przez te wszystkie niesamowite sprawy, które się pojawiają. Uznać mnie możesz za wariatkę, ale ja po prostu kocham taki styl i taką inność ;)
OdpowiedzUsuńPrzeczytałam pierwszy tom trylogii po drugim. Przez ok trzy noce nie mogłam spać ;___; A w drugim była taka hardcore'owa scena z tą poczwarką (coś w tym stylu), to tym bardziej...
Usuńlu., nie martw się, też uwielbiam właśnie tą inność :) Jeśli szukasz czegoś mega porąbanego, to polecam ,,Trojkę", dosyć mocna lektura :)
Konsumowałbym, ale niestety kupno Murakami'ego musi poczekać, ponieważ ostatnio popełniłem całkiem spore zakupy, przez co portfel wpadł w anoreksję, a jego całkowite uśmiercenie nie wchodzi w grę, albowiem jest śliczniutki, gdy tłuszcz mamony wylewa się z jego boków. Bądź co bądź pana_od_dziwnych_zjawisk_pogodowych prędzej czy później poznam, lecz prędzej później. :)
OdpowiedzUsuńNa marginesie zaś - fenomenalna nowa nazwa bloga. ^^
Dziękuję, bardzo mi miło, że Ci się podoba <3
UsuńPodobała mi się, choć nie jest moją ulubioną Murakamiego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :)
A więc najcięższa powieść przebiła trylogię 1Q84 ? Nie czytałam jeszcze Murakami, ale bardzo wiele o nim słyszałam (trudno go nie znać). Myślę, że w końcu musiałabym zacząć, ale boję się zaczynać akurat od tej książki, żeby się nie zrazić na początku. Nie przepadam za topornymi historiami.
OdpowiedzUsuńChcę przeczytać tę książkę, ale obawiam się trochę tego trudnego języka. No ale trudno, może nie będzie tak źle, najwyżej będę czytać ją miesiąc :P
OdpowiedzUsuń