Kiedyś
nie sądziłam, że wybiorę się na koncert Stinga. Nie chodzi o to, że go nie
lubię, ale po prostu mało grzebałam w jego twórczości. W pewnym momencie,
wyszukując ciekawych muzycznych nowinek natrafiłam na wiadomość, iż w łódzkiej
Atlas Arenie wystąpi Sting, a dwa dni po nim formacja Muse. Iść, czy nie iść…
Na jeden, czy na dwa? Wygrał Sting. I to nawet lepiej, bo koncert Muse bodajże
odwołano. Mam miesiąc czasu na chociaż pobieżne przypomnienie sobie jego
największych przebojów.
Tydzień
przed Wielkim Dniem – nawiedzona zostaję
przez dziwną ekscytację. To zaczynam wyszukiwać jego randomowe piosenki i się z
nimi lepiej poznawać. Englishman in New York, Desert Rose czy Roxanne – to huczało w moich głośnikach. Dzień przed –
ostatnie przesłuchanie ukochanych Fields
of Gold. Dwie godziny przed - o! Już otworzyli wejście! Ciekawe, ile tam
jest osób. Godzina przed – o, jeszcze godzina. E, wcale nie ma tłumów. O, jaka
ładna, kusząca barierka! Przycupnę sobie. 20:00 – gdzie jest Sting?! Tłum
szaleje. Fale na trybunach. Krzyki. Gwizdy. Siedem minut później – o, co oni
tak krzyczą? Czyżby Sting? O! Sting! Nic nie widzę…
Tak.
Właśnie. Nic nie widziałam. Przed połowę pierwszej piosenki. Bo potem
wycwaniłam się i dokonałam emigracji na koniec płyty. A tam, luźno, luz, blues
i orzeszki, można popląsać, jeśli ktoś tego pragnie, można pośpiewać, nikt na
nikogo nie wpada. Atmosfera z tyłu była boska! Gwiazda wieczoru zaczęła If I Ever Lose My Faith In You. To już był początek procesu zdzierania
gardła. Piosenkę zakończono gromkimi brawami wielotysięcznej widowni (nie
żartuję! Ludzi od *ykhym*, a jeszcze na płytę trochę by się ich zmieściło). I
potem, tak trochę znienacka, Englishman in New York. I radość na mojej twarzy. Śpiewamy razem ze Stingiem refren,
każdy w miarę swoich możliwości (czyt. na tyle, ile kojarzył tekst). I potem
powoli ilość piosenek zlała się w jedno. Gdzieś przy czternastej straciłam
rachubę. A zagrał ich około dwudziestu.
Taaakie tłumy! |
Dwadzieścia
piosenek. Dwie godziny głośnej muzyki. Ból kolan. Ale to nie ważne. Warto było
poświęcić pieniądze na DROGIE bilety. Warto, ale bilety mogły być tańsze.
Jednakże, koncert Stinga to duże wydarzenie. I trochę czasu minie, zanim
kolejna gwiazda jego formatu do Łodzi przybędzie. Wracając
do samego koncertu – jaki on ma mocny głos! I ten koncert to było mistrzostwo!
Na Message in the Bottle coś we mnie dźgnęło. Na Fields of Gold, mojej najukochańszej piosence łzy zaczęły tak
niepozornie lecieć. Pary ruszyły do wolnego tańca. Na Shape
of My Heart też można płakać, bo to kolejny wzruszający utwór. Wykonanie Roxanne i czerwone światła – tego nie da
się opisać słowami. Cała widownia, zgodnie, na prośbę, śpiewała razem z nim. I cała
widownia pewnie nie zapomni tego do końca życia.
Co
więcej, po parunastu piosenkach, kiedy to wokalista i jego zespół stoczyli się
ze sceny, część ludzi zaczęła wychodzić. To był błąd. Reszta, ta co została, of
course zaczęła krzyczeć. I Sting wrócił. Razem z Desert Rose. Potem dał nam to, co każdy powinien kojarzyć – Every Breath You Take. I znowu zszedł. I
ludzie znowu ruszyli do wyjść. A Sting ponownie wraca i ponownie gra …
Ponarzekać
mogę trochę na organizację w Arenie, na utrudnienia na parkingach, na ścisk na ulicach,
na słabe oznakowania. Ale sam występ to cudo. Wzruszające Fields of Gold, End of the Game, energiczne Roxanne, świetny głos Stinga, dobry dobór utworów, niezły zespół.
Właśnie dlatego uwielbiam koncerty. Emocje są zawsze świetne… To uczucie, kiedy
widzisz wykonawcę, którego lubisz na żywo. Kiedy możesz z nim zaśpiewać… I jak
tak wczoraj pomyślałam, że to już koniec, że czas już wyjść, to mi się smutno
zrobiło. Na pewno nie zapomnę tego dnia. I mogę powoli tworzyć listę
koncertowych marzeń. Kiedyś spełnię je wszystkie!
[Zdjęcia z Gugla]
[Zdjęcia z Gugla]
WOW, aż normalnie Ci zazdroszczę, chciałabym usłyszeć Desert Rose na żywo *_* A Every Breath You Take uwielbiam <3 Opowiesz mi więcej jak się spotkamy, prawda?? :)) Wtedy to na bank umrę z zazdrości :P
OdpowiedzUsuńOpowiem, opowiem :D Nie no, ja się już pod koniec bulwersowałam, że nie było Desert Rose, a w bisie nr 1 zagrał. Jednak Fields of Gold mnie zmiotło <3
UsuńRany, zazdroszczę :(
OdpowiedzUsuńWTF?! Jak koncert Muse odwołano?! :D :D :D :D Odbędzie się, z resztą to już jutro i ja nie mogę się doczekać :D
OdpowiedzUsuńIksde, czyli dobrze, ze uzylam slowa bodajze:D
Usuńbyłam tam....i też ryczałam i nadal nie moge do siebie dojść po tym koncercie....Pozdrawiam !
OdpowiedzUsuńOoo! I się nie chwaliłaś :P Co prawda nie słucham Stinga jakoś namiętnie ale i tak zazdroszczę :P
OdpowiedzUsuńKoncerty mają jednak to coś w sobie :P
OdpowiedzUsuń