Z HEY
nigdy nie miałam zbyt dużej styczności. Serio. Znałam List, znałam Kto tam? Kto
jest w środku?, znałam Moja i Twoja
nadzieja. I na tym moja znajomość z zespołem się kończyła. Pewien
listopadowy czwartek – siedzę sobie i słucham ESKArock. Aż tu nagle… Piosenka. Ładna.
Taka w moim typie. Tajemnicza. Wejściówka ma w sobie niezaprzeczalną magię.
Głos podobny do Meli Koteluk. Nie skojarzyłam, że to HEY. A to HEY! I ich
pierwszy singiel, z nowiutkiej, nieśmiganej płytki… Do Rycerzy, do Szlachty, doo
Mieszczan. Nie, nie będę męczyć na youtube tylko tej jednej piosenki.
Nie. Tym bardziej, że mam aplauz ze strony rodzicielki, której przeważnie
muzyka słuchana przeze mnie się nie podoba. To jazda. Do sklepu. Kupić płytę.
I zaczynamy
słuchać. Wita spokojna, stonowana Wieliczka,
niezbyt przypominająca poprzednie utwory HEY, przynajmniej te, które znam (…).
A jako że artysta powinien się rozwijać, to OK, poszli w inną stronę, może
dobrze im wyjdzie. Może, ale nie musi. Ile ja się nanarzekałam na nową płytę
Linkin Park na przykład.. Ale nie, HEY początkiem płyty już powoli zaczynają
mnie zdobywać… Oprócz Wieliczki na
uwagę zasługują także- Wilk vs. Kot, Lot pszczoły nad tymiankiem , czyli
dziwny tytuł, dziwna treść, ogółem dziwna piosenka. Ale ile przecież można
ukryć w pozornie prostych słowach: I żeby
tylko nie dać zmiażdżyć się Kolosom, Gorgonom nie dać się wzrokiem obrócić w
kamień. Kasia Nosowska pisze bardzo,
ale to bardzo liryczne teksty, pełne metafor, peryfraz i niedopowiedzeń, które
można interpretować na różne sposoby. Rzadką sztuką wykonaną przez nią jest to,
iż, uwaga, uwaga, każdy w słowach może dostrzec coś innego!
Aranżacje
niby nieskomplikowane, bo klawisze, gitary (prześwietne, zapadają w pamięć),
dzwonki, ale nie można, po prostu nie można zapomnieć o tym, że w muzyce HEY
ważnym, a może nawet i najważniejszym instrumentem jest głos wokalistki! Nieco
zachrypnięty tembr doskonale nadaje się do wyśpiewania zwykłych słów, które
razem tworzą arcydzieło. Choć ta płyta arcydziełem nie jest. Jest 5(!!!)
zniewalających piosenek, ale jest też parę przyjemnych dla ucha, jednakże nie
wpadających głęboko do serca – np. Lilia,
kula i cyrkiel. Może to i jeszcze nie czas na ten utwór, przynajmniej w
moim przypadku. Może go niedługo pokocham, tak bez powodu…
Jestem
płytą zaskoczona. Naprawdę zaskoczona! I zakochana, tak, o!, to też! Zakochana
w tytułowym utworze. Jest piękny. Melancholijny. Niepokojący. Jest doskonałą
kwintesencją całej płyty. Ma przekaz. Jest czymś, z czym powinniśmy kojarzyć
Polską muzykę. A niestety wiele osób
Polską muzykę kojarzy z Dodą. A gdzie miejsce dla Soyki, Turnaua, Greuchuty,
Kaczmarskiego, Niemena? Dla Marcell,
Dąbrowskiej, Perfectu, Lady Pank, Bartosiewicz? Dla Brodki, T. Love, Kultu? A
to tylko część naszych rodowitych wykonawców zasługujących na uwagę. Oni
pokazują, że Polak potrafi, że może być lepszy od zachodnich popowych kawałków,
brzmiących wszędzie.
Natenczas, zostawiam Was z moimi odczuciami dotyczącymi nowej płyty HEY i pędzę, tak, na koncert. Nie HEY, bo koncert HEY będzie dopiero 08.12(bilety już mam). Nein, idę na Stinga i postaram się popełnić potem jakąś relacyję. Krótką nawet, ale...
tak jak wspomniałaś płyta do łatwych nie należy,a le właśnie za to kocham Hey :)
OdpowiedzUsuń