Miejscowy milioner Gatsby (Leonardo DiCaprio) po 5 latach spotyka swoją dawną miłość Daisy (Carey Mulligan). Mężczyznę i kobietę łączył kiedyś romans, jednak ich drogi rozeszły się z powodu różnić klasowych. Gatsby wyjechał w poszukiwaniu bogactwa, a Daisy nie czekając na niego, wyszła za mąż za majętnego Toma. Po latach dochodzi między nimi do spotkania. Dawni kochankowie próbują na nowo wzbudzić uczucia do siebie.
Dla mnie ta historia to od samego początku długa droga w dół. Wyczuwam to w każdej scenie, w każdym ujęciu, w każdym utworze ze ścieżki dźwiękowej, w każdym geście Gatsby’ego. On może jeszcze nie przeczuwa, jak jego historia się zakończy, ale widz może wysnuwać takie podejrzenia. Przecież musi być ten haczyk, cierń smutku i bólu przebijający się przez pozorne szczęście bohaterów… Wątek Jaya przecież musi mieć w sobie coś ponadczasowego, jakieś przesłanie ukryte pomiędzy kartami powieści. A może tu nie chodzi o jedno, jedyne zdanie, jak to często bywa, a o całokształt? O wniosek kształtujący się w umyśle widza, ewentualnie czytelnika, dopiero po jakimś czasie? Spokojnie dojrzewający… Jedno spotkanie z Gatsbym na pewno nie wystarczy. Dzisiaj rano odbyłam drugie, a i wciąż czegoś mi brakuje.
Trochę żałuję, że nie wybrałam
się na Wielkiego Gatsby’ego do kina.
Nabyłam wersję na Blu-ray i przyznam, że jest warta tych pieniędzy. Możecie się
zastanawiać dlaczego, ale nic tak dobrze na mnie nie wpływa jak piękno płynące
z telewizora. Doskonale dopasowana scenografia, interesująca charakteryzacja,
światła, fajerwerki, zgiełk, niekończąca się zabawa w zamku na Long Island,
dudniąca muzyka… Jednakże najcudowniej prezentowały się ogród rezydencji i las
Nicka Carraway, narratora i osoby, która wprowadza nas w świat
nieprzeniknionego milionera. W pierwszych sekwencjach dynamiczny montaż mnie
rozpraszał, ale pasował do danych sytuacji i stopniowo zaczęłam się do niego przyzwyczaić.
Montażyści zastosowali świetne przejścia – przenikanie przez dym i światło –
jedyne takie w swoim rodzaju.
Ścieżka dźwiękowa od początku
przykuła moją uwagę, ale nie jestem w niej zakochana bezgranicznie. Problem
polega na tym, że piosenki jako takie w większości wypadają dość słabo, ale do
filmu zostały dość podrasowane, przez co wpasowują się w klimat. Próbowałam przebrnąć
przez parę z nich w aranżacji oryginalnej – nic z tego, nie podobają mi się, są
nudne i podobne do popularnego chłamu. Jest jednak piosenka wokalistki
kompletnej, idealnej, z nieziemskim głosem – nie, nie chodzi tu o Lanę del Ray,
tylko o Florence and the Machine i ich Over
the Love. Nie mogłam przeboleć, że to Young
and Beautiful pojawiło się parokrotnie w filmie, a dzieło Florence tylko
raz (jednakże w takim momencie, że mogłoby wystarczyć na cały film!). Znalazłam
filmową aranżację Young and Beautiful
(jedną z wielu…) i ona nie męczy mnie aż tak jak bardzo popularny oryginał. Z
interesujących – Back to Black w
wykonaniu Beyonce i Andre 3000 z OutKast, Run
and Kill Sii, Crazy In Love w
wykonaniu Emelii Sande i The Bryan Ferry Orchestra oraz Together The xx lecące na napisach końcowych.
O obsadzie wypada powiedzieć
jedno – zagrali naprawdę świetnie! I Leonardo DiCaprio i Carey Mulligan. Tobey McGuire irytuje mnie
od czasów Spidermana, ale tutaj nie
mam się czego przyczepić. Młodziutką Carey poznałam dzięki Była sobie dziewczyna i od tego czasu jestem pełna podziwu wobec
jej talentu aktorskiego. Leo kiedyś nie trawiłam, ale po obejrzeniu Incepcji dorosłam do uznania go za
jednego z lepszych aktorów i od tego czasu staram się nadrobić wszystkie filmy
godne uwagi z nim w roli głównej bądź drugoplanowej bądź nawet pobocznej.
Baz Luhrman zdobył moje serce Moulin Rouge, bo dopiero później
zapoznałam się z jego wersją tragicznej historii Romea i Julii (warto dodać, że
Leo miał tam główną rolę, i to także jego nazwisko zwróciło moje
zainteresowanie wobec Wielkiego Gatsby’ego.
Czyż to nie wspaniałe, że adaptacja jednej z moich ulubionych książek jest
reżyserowana przez świetnego reżysera, okraszona dobrym soundtrackiem i
wspaniałą obsadą? Brzmi idealnie i aż się prosi, żeby coś sknocić. Nikt nic nie
popsuł. Jest naprawdę niesamowicie. Jeśli ktoś jeszcze nie widział, to zalecam
obejrzenie jak i zapoznanie się z wersją papierową, bo warto, naprawdę warto.
Na temat przesłania rozwodziłam się po przeczytaniu powieści, ale i może zbiorę
się, żeby dopisać coś jeszcze – tutaj skupiłam się bardziej na technicznej
stronie obrazu a nie na fabule. Z oceną się nie mam co kryć – 5+.
Dla mnie Gatsby to powiew czegoś ożywczego w kinie, czegoś ciekawszego niż durne komedie romantyczne :) Też tą historią byłam (i nadal jestem) oczarowana :)
OdpowiedzUsuńMnie także oczarowała ta historia. Jest tak barwna, że bardzo przyjemnie się ten film ogląda.
OdpowiedzUsuńJa mam ochotę na książkę :)
OdpowiedzUsuńKsiązki nie czutałam filmu nie widziałam ale mam ochotę. Kiedy nie wiem , ale mam nadzieje że uda sie obejrzeć. mam nadzieje że mi sie spodoba
OdpowiedzUsuńFilm mam zakupiony i tylko czeka aż się za niego zabiorę. A ja po prostu nie mam czasu. Chociaż po tym jak wysłuchałam audiobooka moja euforia opadła i jakoś nie spieszy mi się po ekranizację (zresztą, którąś z kolei).
OdpowiedzUsuńJa mam właśnie książkowego audiobooka, muszę się w końcu za niego zabrać, potem przyjdzie pora na film ;)
OdpowiedzUsuńDla mnie - film genialny. Zresztą Moulin Rouge czy Romeo i Julia Baza Luhrmanna były równie zjawiskowe. Te trzy filmy pełne są przepychu, blichtru, kiczu ale w pozytywnym tego słowa znaczeniu. Uwielbiam wplatanie współczesnych piosenek w te obrazy, w tych bohaterów. Uwielbiam, kiedy kręci mi się w głowie od kolorów, krzyków i błysków. Ja na Gatsbym byłam w kinie, niestety dwa wcześniej wymienione filmy oglądałam w domu ale ciągle mam nadzieję, że jeszcze będzie okazja pójść do kina. A Leonardo to aktor geniusz, uwielbiam go! O dziwo Tobey Maguire, który w moich oczach jest raczej kawałkiem drewna, również zagrał świetnie. Dla mnie Gatsby 10/10 :))
OdpowiedzUsuńA mnie film nie zachwycił. Wydaje mi się, że te wszystkie efekty, przejścia i kolory przysłoniły bohaterów. No i bardzo mnie rozpraszały w trakcie seansu, nie mogłam się do nich przyzwyczaić. Książkę za to lubię (moją ulubioną bohaterką jest Daisy!). :)
OdpowiedzUsuń