Hazel ma szesnaście lat, a jednym z nieodłącznych elementów jej życia jest aparat tlenowy o imieniu Philip. Odkąd trzy lata temu zachorowała na raka, nie chodzi do szkoły, spędzając dni głównie na czytaniu i oglądaniu ,,America’s Next Top Model”. Jednak gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje Augustusa, w jej życiu następuje zwrot o 180 stopni. Czeka ją podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsze pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie.
Nie wypłakałam całych płynów ze
swojego ciała, nie miałam ochoty rzucać książką (dobra, może trochę, ale to z
uwagi na pewne kluczowe wydarzenie), gdy już ochłonęłam po zakończeniu (którego
można się było spodziewać), zrozumiałam, że ta opowieść wcale nie jest tak
wstrząsająca i oryginalna. Że John Green nie napisał tego aż tak dobrze. Że już
w wielu przypadkach motyw chorych nastolatków pojawiał się i był o wiele lepiej
przedstawiony – dla mnie Szkoła Uczuć /
Jesienna Miłość to najlepszy tego przykład.
Autor próbował ująć temat w
bardziej żartobliwy sposób – przecież wspomnienie o śmiertelnych chorobach,
nowotworze i raku nigdy nie było i nie będzie przyjemne, dlatego potrzeba nie
lada umiejętności, żeby nie zniechęcić tematem czytelników. Z różnych powodów
lubię takie opowieści. Bardzo przypasował mi do gustu film Niespokojni (z Mią Wasikowską, jeśli ktoś nie widział, polecam!),
czy też Bez mojej zgody Jodi Picoult.
Tutaj dostałam dosyć niepokorną i pogodzoną ze swoim losem bohaterkę, której
brakowało pewności siebie i chłopaka będącego jej przeciwieństwem. Stworzyła
się z tego ładna para, która starała się cieszyć życiem w obliczu faktu, że w
jednym momencie któreś z nich może nagle zniknąć ze świata żywych.
Nie docierają do mnie wszelkie
zachwyty ludzi twierdzących, że Gwiazd
naszych wina to genialna historia, fantastycznie napisana powieść, itd.
Daleko jej do ideału. Język nie powalił mnie na kolana, był taki.. zwykły,
prosty. Zabrakło mi finezji, ciekawych wyrażeń… Wszystko przyćmiły postaci
Hazel i Augustusa, na których skupił się autor. Miałam szansę uczestniczyć w
wycinku ich życia, ale nie przywiązałam się do nich, nie poczułam się, jakbym
była częścią historii. Czy John Green jest dla mnie kultowym pisarzem? Nie. Na
razie nie chcę czytać innych jego książek, skoro ta podobno najlepsza, absolutnie genialna zawiodła mnie.
Inaczej bym się czuła, gdybym
miała świadomość, że ta historia jest prawdziwa. Niestety smutki i ciężkie
przeżycia fikcyjnych bohaterów, z którymi się nie zżyłam, kompletnie do mnie
nie przemawiają i na mnie nie wpływają. Dlatego też z rezerwą podejdę do tak
bardzo wychwalanych książek – zraziłam się do Johna Greena i straciłam
jakąkolwiek ochotę na czytanie o młodych chorych ludziach, bo (nie chcę nikogo
urazić) ostatnio ten temat zrobił się jakoś dziwnie modny (to jest całkiem
dobre, bo młodzi ludzie powinni mieć świadomość złych i okropnych rzeczy, jakie
dotykają Bogu ducha winnych ludzi) a dla mnie to już zmęczenie materiału.
Jednym słowem – nie podobało mi się. Nie wystawię oceny.
Zabolało.
OdpowiedzUsuńWow. Pierwsza negatywna recenzja, a przynajmniej niewychwalająca książki pod niebiosa. Nie czytałam, więc nie wiem czy się zgodzę, czy nie, ale naprawdę wow. Co prawda książkę przeczytam na 100%, ale wiem, że istnieje chociaż jedna osoba, która nie uważa jej za numer 1.
OdpowiedzUsuńOjej, to chyba pierwsza niepozytywna (a nawet negatywna) recenzja tej książki! Ja jak na razie jestem przed lekturą powieści Greena, ale czuję, że moje zdanie na jej temat będzie podobne do Twojego, już tak mam, że kiedy większość ludzi czymś się zachwyca, mnie się to nie podoba... No zobaczymy....
OdpowiedzUsuńOj tam, oj tam :D Mnie się bardzo podobała :)
OdpowiedzUsuńOho, nie wiem czy teraz tak bardzo chcę się zapoznać z tą lekturą. Jeszcze się zastanowię :)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
weronine-library.blogspot.com
Może odczucia po tej lekturze zależą od tego, czego się oczekiwało od książki - dla mnie jest bardzo dobra, choć mam też gdzież z tyłu głowy świadomość, że nie każdy taki temat przetrawi.
OdpowiedzUsuńMoże, ale prawda jest taka, że ja ten temat trawię bezproblemowo, ba, tak jak wyżej napisałam, lubię książki o takiej tematyce :)
UsuńSame zachwyty nad tą książką, a tu proszę. Ja nie miałam jeszcze okazji przeczytać.
OdpowiedzUsuńPierwsza negatywna recenzja! Ten moment przejdzie do historii :)
OdpowiedzUsuń"Gwiazd naszych wina" uważam za niezłą lekturę, ale przyznam szczerze, że książka nie powaliła mnie na kolana, jak stało się to w przypadku wielu innych czytelników.
OdpowiedzUsuńmi się bardzo podobała, bardzo bardzo. Byłam naprawdę zachwycona po przeczytaniu, ale cóż nie wszystkim musi się podobać ;)
OdpowiedzUsuń