To, co się dzieje w tym roku, przerasta
moje najśmielsze oczekiwania. W grudniu, zachwycona rokiem 2013, tworzyłam
listę miejsc, które chciałabym zobaczyć w 2014 - były tam cztery pozycje. Jest
koniec maja, trzy wyjazdy już za mną, a kolejne planuję. Jak się raz połknie
bakcyla podróżniczego, to nie ma przebacz. Człowiek będzie potrzebował
poznawania nowych miejsc, aż w końcu stanie się to jego nałogiem, narkotykiem,
a i jednocześnie motywacją do spełniania marzeń - dla mnie celem życiowym jest
móc w pewnym momencie rzucić wszystko i jeździć, zwiedzać, oglądać, odkrywać
bez martwienia się o pracę, zarobki, życie, które zostawiłam za sobą.
Nikt do końca nie jest w stanie
powiedzieć jakim sposobem znalazłyśmy się w tej Albanii. Plany snute wcześniej
były zupełnie inne i większość z nich zakładała sprawdzone miejsca, Egipty,
Turcje, takie tam mekki dla turystów. Mój pomysł nadszedł z dnia na dzień -
jedźmy tam, gdzie nas zupełnie nie było, gdzie nie jedzie się typowo dla
wypoczynku. Zobaczmy coś nowego. Zadziałało. I tak wylądowałam w samolocie, z
wiedzą, że będę koczować w różnych dziwnych miejscach, aby wytrwać te parę
godzin w nocy zanim będę mogła wejść do wodolotu kursującego na trasie Korfu -
Saranda.
Największy albański kurort to
jeden wielki plac budowy. Nie to, co w Bułgarii i Hiszpanii – miasta przygotowane
na napływ turystów. Tutaj z Polski w tym terminie była nas szóstka, przy czym
pozostała część samolotu została na Korfu. W samej Sarandzie dużo rzeczy było
jeszcze zamkniętych i jak na dłoni było widać, że dopiero niedawno zaczęli się
zajmować turystyką. Nie przeszkadza to miejscowym jednak w byciu serdecznym
wobec przyjezdnych, uśmiechaniu się i pomaganiu na każdym kroku. Może i mają
kramiki porozkładane na ulicach, ale w żadnym stopniu nie są nachalni, nie
przyciągają niewinnego potencjalnego klienta siłą, po prostu starają się
zainteresować go swoim towarem. Oferta pamiątek to jeden wielki misz-masz –
pomieszanie greckiego z tureckim i albańskim.
Jak określić Albanię w paru
słowach? Bunkry, zacofanie, mercedesy, ale jednocześnie nieskażona turystyką i
komercją natura, piękne krajobrazy, perełki ukryte w zakątkach tego górzystego
kraju. I to właśnie dla nich warto ruszyć poza swoją strefę komfortu jaką jest
typowy kurort i jechać poznać świat. Nie można przecież każdych wakacji spędzać
na leżaku nad basenem, toż to nudne! I aż żal tak marnować życie, kiedy tyle
interesujących miejsc jest do zobaczenia.
Tak wiało w Gjirokaster. Myślałam, że spadnę z tego murku. I akurat jak tam byłam skończył się okres ciągłego słońca, toteż i na powietrzu i wewnątrz zamku szczękałam zębami z zimna.
Blue Eye, źródło krystalicznej wody o niesamowitym kolorze |
Nie żałuję. Pierwszego dnia trochę mnie ciskało o ten wielki plac budowy, o to, że w Sarandzie nie ma za bardzo co robić, ale wystarczyła pierwsza wycieczka i się Albania zyskała choć część mojego serca. Niestety nie zaliczyłam tam żadnego arcyświetnego posiłku - wszystko posypywano oregano i po tygodniu miałam dosyć tej przyprawy i myślałam tylko o frytkach bez niej. Tak samo zmęczyła mnie herbata ziołowa.
Można powiedzieć, że ten wyjazd bardzo mnie zmienił. Wystarczył tylko tydzień, żebym pozbyła się większości strachów i ograniczeń, odpoczęła, oczyściła umysł i wzięła się ze zdwojonym wysiłkiem do pracy i zaczęła gonić swoje marzenia i nie odkładać ich na później. Z dnia na dzień wynajduję sobie nowe kierunki podróży, poszukuję tanich biletów lotniczych, a nóż widelec coś mi gdzieś wskoczy. Na razie dwa miesiące posiedzę sobie w domu, a potem London calling i trzy tygodnie poznawania tego świetnego miasta.
Bądź podróżnikiem mówili, będzie fajnie mówili
Sihhinne, nie wiem czy odnotowałaś, że blog chwilanapoddaszu zniknął, ale już wróciłam :) troszkę inna, zmieniona, ale jestem :)
OdpowiedzUsuńKuczę, to naprawdę fajne miejsce! Nigdy nie byłam w Albanii, może kiedyś się wybiorę, ale zgadzam się, że nie można tak po prostu tych wakacji przeleżeć na plaży i nic nie zobaczyć :)
CUDOWNIE! Właśnie tak to wszystko wygląda :D Ogólnie Bałkany są super :D
OdpowiedzUsuń